– Szwecja zasługuje na podium za sposób, w jaki kierowała Unią – mówił w Parlamencie Europejskim José Barroso w czasie debaty podsumowującej rządy Sztokholmu. Przewodniczący Komisji Europejskiej brzmi wiarygodnie – współpracował już z 11 tzw. prezydencjami UE. Ale też nie jest całkiem obiektywny, bo swoje obecne stanowisko – szefa KE na drugą kadencję – zawdzięcza częściowo Fredrikowi Reinfeldtowi, który z uporem dążył do szybkiego zatwierdzenia Barroso, jeszcze zanim rozstrzygną się losy traktatu lizbońskiego.
Trzeba Reinfeldtowi przyznać rację, gdy mówi o znaczącej zmianie krajobrazu, która dokonała się za jego rządów. Gdy 1 lipca Szwecja przejmowała w Unii stery od Czechów, Parlament Europejski został dopiero co wybrany i był gotowy do starcia z innymi instytucjami. Przewodniczący Komisji Europejskiej został nominowany, ale nie uzyskał jeszcze akceptacji, a traktat lizboński był ciągle zamrożony. – Nie było jasne, czy traktat będzie ratyfikowany przez wszystkie państwa członkowskie i czy wejdzie w życie za naszej prezydencji. Potem problem się rozwikłał – chwalił się szwedzki premier. Za jego kadencji zakończyła się ratyfikacja, nowe prawo weszło w życie i zostały wybrane nowe władze Unii. I choć nie każdemu podoba się Herman Van Rompuy w roli przewodniczącego Rady UE, a Catherine Ashton jako wysoka przedstawicielka ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, to trzeba przyznać, że wybór poszedł gładko. Tyle że powszechnie wiadomo, iż to nie Reinfeldt był architektem porozumienia. Van Rompuy jest kandydatem Niemiec i Francji, a Ashton efektem porozumienia europejskich socjalistów, którym to stanowisko się należało.
Sama ratyfikacja traktatu liz-bońskiego to sukces, ale nie tylko Reinfeldta. Irlandia zagłosowała za, bo bała się wykluczenia z grona bogatych w czasach bezprecedensowego kryzysu gospodarczego. Pewną rolę szwedzki premier mógł odegrać w przekonaniu Vaclava Klausa do złożenia podpisu pod traktatem. Czy istotnie tak było i dlaczego Klaus zgodził się w miarę szybko to zrobić, nie wiadomo. Szwedzki dziennik „Dagens Nyheter” powołuje się na źródła w otoczeniu premiera i cytuje Klausa: „Gdyby nie ten facet, nigdy bym tego nie zrobił”. Facetem miał być Reinfeldt, który do końca zachował zimną krew i nie drażnił czeskiego przywódcy.
– Mieli trudny okres, bo na nich przypadł finał traktatu lizbońskiego. Ale też szczęście, bo nie trafił im się żaden kryzys – mówi „Rz” Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO.
Znacznie mniej spektakularnie wyglądają dokonania Unii na arenie międzynarodowej w okresie prezydencji szwedzkiej. Pozbawiony treści szczyt UE – Rosja łączył się z brakiem ambicji ze strony Szwecji w relacjach z potężnym sąsiadem. Inny ważny kierunek to Bliski Wschód, gdzie Unia ostatnio wzbudziła sporo emocji, przypominając, że Jerozolima musi być stolicą i Izraela, i Palestyny. Dla części polityków to po prostu stwierdzenie stanu faktycznego, bo UE nigdy nie uznała granic ustanowionych przez Izrael po wojnie w 1967 roku.