Akmal Shaikh ma 53 lata. W chińskim więzieniu przebywa od 2007 roku. Na karę śmierci został skazany za przemyt narkotyków. Gdy został zatrzymany w Urumczi, miał przy sobie cztery kilogramy heroiny. Wczoraj rano usłyszał, że wyrok zostanie wykonany we wtorek.
W jego obronie interweniowały już liczne międzynarodowe organizacje praw człowieka, a także rząd Wielkiej Brytanii. Premier Gordon Brown do ostatniej chwili słał listy do Pekinu, a urzędnicy brytyjskiego MSZ przerwali obchody świąt Bożego Narodzenia i osobiście udali się do Urumczi, by prosić o łaskę.
Do Chin pojechało z Londynu również dwóch kuzynów Shaikha, którzy mieli przekonać Chińczyków, że więzień cierpi na psychozę maniakalno-depresyjną i z tego powodu łatwo było go wykorzystać do przemytu narkotyków.
W ostatnich dniach wyszło na jaw, że Brytyjczyk ma silne związki z Polską. Jak podał dziennik „Polska”, w 1998 roku Shaikh przyjechał do Lublina, po czym ożenił się z mieszkanką tego miasta i ma z nią dwoje dzieci. W Polsce miał być też zwerbowany przez mafię narkotykową, która – obiecując, że zrobi z niego gwiazdę estrady – wysłała go do Chin.
Natychmiast pojawiły się zarzuty, że polskie władze nic nie robią, by ratować Shaikha. – Nikt nie zwracał się do nas z taką prośbą. Ani rząd Wielkiej Brytanii, której Shaikh jest obywatelem, ani Polka, z którą mieszkał w Lublinie. Polska ambasada w Pekinie na bieżąco jednak monitoruje całą sprawę – usłyszeliśmy w MSZ.