Kilka dni temu do jednego ze sklepów z bronią w Hamburgu wszedł starszy mężczyzna i położył na ladzie pokaźny przedmiot. Wyszedł bez słowa. Po rozpakowaniu okazało się, że był to granatnik. Zaalarmowana policja ewakuowała ludzi z sąsiednich sklepów i biur. Okazało się jednak, że granatnik był bronią ćwiczebną.

Tak wyglądał najbardziej spektakularny akt oddania broni w ramach amnestii uchwalonej wiosną tego roku. Bundestag zareagował w ten sposób na masakrę w szkole w Winnenden, gdzie 17-letni uczeń zastrzelił 16 osób. Kto odda dobrowolnie nielegalnie posiadaną broń, uniknie kary do pięciu lat więzienia lub pokaźnej grzywny. Zdecydowały się na to tysiące Niemców.

– Są to często starsi ludzie, którzy oddają odziedziczoną broń. Kryminaliści nie pozbywają się narzędzi zbrodni – ocenia Konrad Freiberg, szef związku zawodowego policjantów. Eksperci przypominają, że podobna amnestia sprzed kilku lat zakończyła się fiaskiem. Wprawdzie z pierwszych ocen wynika, że tym razem oddano 120 tysięcy sztuk broni, a więc o jedną trzecią więcej niż podczas poprzedniej akcji, ale liczbę nielegalnej broni szacuje się w Niemczech na 20 milionów sztuk. Spora część pochodzi z magazynów Armii Czerwonej, której żołnierze sprzedawali, co mogli, przed ewakuacją z obszarów dawnej NRD. Legalnie zarejestrowanej broni jest w Niemczech 7,2 miliona sztuk. Posiada ją 2,3 miliona osób.