„Nie zdziwiłoby mnie, gdyby 4 lutego, z okazji obchodów rocznicy jego nieudanego puczu z 1992 roku, prezydent obwieścił nam tę ekstrawagancką decyzję” – mówi cytowana przez hiszpański dziennik „ABC” Rocio San Miguel, szefowa wenezuelskiej organizacji Kontrola Obywatelska.

W 2002 roku opozycja próbowała siłą odsunąć Hugo Chaveza od władzy. Prezydent zabezpieczył się na wypadek, gdyby sytuacja miała się powtórzyć. W ciągu niespełna roku stworzył oddziały milicji robotniczej liczące 150 tys. ludzi oraz 20 tys. patroli socjalistycznych po 15 członków każdy. Daje to w sumie prawie półmilionową armię uzbrojonych zwolenników prezydenta. Kubańczycy wcieleni do Narodowych Sił Zbrojnych Wenezueli mieliby pomóc w szkoleniu nowych milicjantów.

Po fali protestów przeciwko wyłączeniu stacji, które odmówiły podporządkowania się nowej ustawie „o odpowiedzialności społecznej w radiu i telewizji”, prezydent zarzuca opozycji sianie terroru na ulicach. Grozi, że zaknebluje prasę. Bloque de Prensa Venezolano skupiający 34 dzienniki i magazyny oskarżył go o tłumienie wolności słowa. „Chavez chce ciszy i autocenzury” – czytamy w komunikacie tej organizacji.

Prezydent ma powody, by nie ufać wenezuelskim wojskowym. Opublikowany właśnie w prasie list otwarty z żądaniem jego dymisji po 11 latach władzy podpisał m.in. były minister obrony i dwaj byli dowódcy wojskowi, którzy wraz z Chavezem próbowali obalić w 1992 roku prezydenta Carlosa Andresa Pereza. Autorzy potępiają „nieodpowiedzialną centralizację” władzy oraz „indywidualistyczny, autokratyczny i totalitarny” program Chaveza dla Wenezueli.