Szef białoruskiej dyplomacji Siarhiej Martynau, który w piątek przebywał z wizytą w Warszawie, nie zgadza się ze stwierdzeniem, że Polacy są dyskryminowani. Z kamienną twarzą powtarzał, że na Białorusi nie ma takiego problemu. To oni sami się kłócą. – Rząd Białorusi nie chce w to ingerować. Te dwie frakcje muszą dojść do porozumienia – mówił o nieuznawanym przez białoruskie władze Związku Polaków na Białorusi (ZPB) Andżeliki Borys i drugim związku popieranym przez Mińsk.
[srodtytul] Polska zachęta[/srodtytul]
Ani słowem nie wspomniał o zajętym niedawno przez milicję Domu Polskim w Iwieńcu. – Polacy mieszkający na Białorusi są integralną częścią białoruskiego społeczeństwa – powtórzył dwa razy, gdy dziennikarze pytali go o represje.
Z szefem polskiego MSZ rozmawiał godzinę i dziesięć minut. Czy była to męska rozmowa, jak zapowiadał wcześniej Radosław Sikorski? – Była szczera i otwarta – przyznał polski minister.
Jak dowiedziała się „Rz”, podczas rozmowy często padało słowo „represje”. Sikorski wręczył Martynauowi listę dziesięciu spraw, w których Polska może pomóc Białorusi, pod warunkiem że ta będzie respektowała prawa mniejszości. Chodzi m.in. o pomoc w uzyskaniu pożyczek od międzynarodowych instytucji finansowych i w uzyskaniu miejsca w Radzie Państw Morza Bałtyckiego, a nawet w Radzie Europy.