Do regionalnych zgromadzeń powinny wejść cztery partie – dowiedziała się nieoficjalnie „Niezawisimaja Gazieta”. By uniknąć oskarżeń o fałszerstwa na rzecz Jednej Rosji, należy wpuścić do regionalnych zgromadzeń opozycję. Chodzi oczywiście o tych oponentów Kremla, którzy są z jego błogosławieństwa reprezentowani w Dumie Państwowej: Sprawiedliwą Rosję, komunistów i LDPR Władimira Żyrinowskiego.
W październikowych wyborach Jedna Rosja wygrała bowiem „za bardzo”. Doszło do bezprecedensowych protestów – trzy partie z parlamentarnej opozycji zbojkotowały posiedzenie Dumy. Domagano się weryfikacji wyników i grożono zasypaniem sądów skargami. Sprawę udało się wyciszyć, Kreml wykonał jednak szereg gestów pod adresem opozycji. Prezydent pod hasłem „rozwoju systemu politycznego” spotkał się z liderami partii, także tych pozaparlamentarnych – padło wiele słów o wsłuchiwaniu się w głos społeczeństwa, współpracy lokalnych władz z opozycją, budowaniu prawdziwej wielopartyjności.
Teraz z Kremla miało paść wyraźne polecenie, jednak są małe szanse nawet na centralnie planowaną wielopartyjność. Częściowo z przyczyn obiektywnych – jak wynika z sondaży, w niektórych regionach na przekroczenie 7-procentowego progu szanse mają tylko dwie partie. Przede wszystkim jednak, jak oceniają eksperci, Miedwiediew nie ma wystarczającej siły przebicia.
– Prezydent wzywał do ograniczenia administracyjnego wpływu na wybory i przed poprzednimi wyborami. Został zignorowany – ocenia publicysta Iwan Prieobrażeński. Jego zdaniem tym razem będzie podobnie. – Decydujący głos ma Jedna Rosja, to ona rządzi w regionach. Jej liderem jest Władimir Putin, a on takiego polecenia nie wydawał – mówi ekspert.
W Moskwie krążyły nawet plotki, że po październiku Miedwiediew zagroził uchodzącemu szefowi CKW Władimirowi Czurowowi, że w razie powtórki, może zapłacić posadą. Jednak uchodzący za człowieka Putina Czurow specjalnie się tym nie przejął.