Amerykańsko-Izraelski Komitet Spraw Publicznych (AIPAC) to jedna z najważniejszych organizacji tworzących tzw. żydowskie lobby w USA. Jego członkowie od lat starają się promować interesy Izraela na amerykańskich salonach politycznych.

Podczas zeszłotygodniowego „krótkiego spięcia” pomiędzy USA a Izraelem – w związku z budową 1,6 tysiąca domów w arabskiej części Jerozolimy – AIPAC zdecydowanie opowiedział się po stronie Izraela. „Administracja powinna wycofać się z żądań wysuwanych pod adresem Izraela – napisał w oświadczeniu. – Domagamy się od administracji, by współpracowała z Izraelem, tak jak się współpracuje ze strategicznym sojusznikiem”.

Organizacja wezwała swoich członków, aby wpływali na kongresmenów i wyrażali dezaprobatę dla ekipy Baracka Obamy (decyzję o budowie domów w Jerozolimie potępili czołowi współpracownicy prezydenta).

Wygląda jednak na to, że tym razem członkowie AIPAC przeholowali. Krytyczny wobec izraelskiego lobby waszyngtoński Instytut Badania Polityki Bliskowschodniej złożył formalny wniosek do Departamentu Sprawiedliwości o uznanie AIPAC za obcą agenturę. To termin używany od 1938 roku, kiedy to Kongres przyjął ustawę o rejestracji obcych agentur. Była to odpowiedź na propagandowe działania Trzeciej Rzeszy na terenie USA. Chodziło o to, by osoby i organizacje reprezentujące interesy innych państw formalnie rejestrować jako „obcych agentów/agentury”. Dzięki temu obywatele amerykańscy wiedzieli, że nie są one obiektywne ani niezależne.

W swoim wniosku Instytut przypomniał, że AIPAC jest odpryskiem innej żydowskiej grupy wcześniej wpisanej na listę agentur. Jej założycielem był etatowy pracownik izraelskiego MSZ, a pracownicy wykradali tajne amerykańskie dokumenty i przekazywali je Izraelowi.