– Bardzo mi przykro. To wielka osobista tragedia, nie tylko dla niej, ale i dla mnie – mówił premier Fredrik Reinfeldt po przyjęciu dymisji Ulriki Schenström. Była jego najbliższą doradczynią i przyjaciółką. – Zawiodła moje zaufanie – podkreślał szef rządu.
W trakcie romantycznego wieczoru w sztokholmskiej restauracji panią sekretarz stanu nakrył fotoreporter gazety „Aftonbladet”. Na zdjęciach widać, że zamiast dyżurować w biurze, całuje się i ściska z dziennikarzem telewizyjnym Andersem Pihlbladem. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że ów redaktor przygotowuje materiały o osobach sprawujących władzę. Pod koniec października relacjonował kongres partii, której liderem jest Reinfeldt.Teraz szwedzcy komentatorzy we wszystkich programach publicystycznych zajmują się „wydarzeniem z knajpy”. Pytają, czy tak wysokiej rangi urzędnik jak pani minister może zachowywać się tak poufale wobec dziennikarza.
Przez tydzień premier Fredrik Reinfeldt bronił swojej współpracownicy. Nie chciał przyznać, że owego feralnego wieczoru była ona odpowiedzialna za funkcjonowanie sztabu antykryzysowego. Podkreślał, że Ulrica zapewniała go, że była w stanie wykonywać swoje obowiązki. Ostro krytykował zainteresowanie mediów 35-letnią sekretarz stanu. – Kto powiedział, że była nietrzeźwa. Czy macie na to dowody? – pytał, oskarżając media o sfabrykowanie całej afery.
Jednak tę linię obrony storpedował drugi bohater upojnego wieczoru: Anders Pihlblad. Nieoczekiwanie przyznał, że zarówno on, jak i pani Schenström byli pod wpływem alkoholu. – Nie była pijana do nieprzytomności, ale... cholernie wesoła – ogłosił. Oświadczenie to nie zachwiało jednak wiary premiera w niewinność pani minister.
Premier zwątpił dopiero po ujawnieniu rachunku z restauracji. Okazało się, że para wypiła wprost gigantyczne ilości wina i piwa. W sumie za 945 koron, czyli ponad 350 złotych. Rozgoryczony szef rządu nie tylko potępił swoją współpracowniczkę, ale przyznał w końcu, że tego wieczoru sprawowała dyżur jako osoba odpowiedzialna w sztabie.