– Myłam podłogę przed domem. Podjechał japoński samochód wojskowy, schwycili mnie za ręce i nogi i wrzucili do środka – wspomina.
Wywieziono ją do pobliskiej szkoły w wiosce Pampanga na czas okupacji zamienionej na garnizon wojsk japońskich. Tam jeden żołnierz przystawił jej nóż do gardła, drugi przypalił szyję zapalniczką. Wtedy zgwałcili ją po raz pierwszy. Okrutny rytuał gwałtów, często zbiorowych, powtarzał się co noc. W dzień 13-letnia Menem sprzątała i gotowała żołnierzom.
Filipinka jest jedną z ofiar przymusowej prostytucji, powszechnego zjawiska podczas japońskiej okupacji Azji Południowo-Wschodniej w czasie II wojny światowej. Wiele kobiet zdecydowało się nagłośnić swoją tragedię. Przyjechały do Hagi, Londynu i Brukseli, by żądać uznania swoich praw. W Brukseli apelowały do unijnych polityków, by wywarli presję na Japonię.
– Należą nam się przeprosiny. A żyjącym Japończycy powinni wypłacić odszkodowania – uważa Menem.
Według Amnesty International wykorzystywanych kobiet mogło być nawet 200 tys. Pochodziły z Filipin, Tajlandii, Wietnamu, Malezji, Chin, Korei, Indonezji, Japonii. Nazywane eufemistycznie „ianfu“, kobietami do towarzystwa, zmuszane były do świadczenia usług seksualnych w wojskowych domach publicznych. Dotąd nie doczekały się przeprosin od japońskiego rządu. Tylko raz w latach 90. władze w Tokio przyznały, że była to zorganizowana akcja, o której wiedziało dowództwo wojskowe.