„Jeżeli Tusk zostanie skonfrontowany z projektem widocznego znaku przed wyjaśnieniem spornych personaliów, będzie zmuszony odpowiedzieć «tak, ale» lub «nie», nawet gdyby chciał powiedzieć coś innego” – pisał wczoraj „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, powołując się na opinię Władysława Bartoszewskiego. Profesor, który jest doradcą Donalda Tuska, przypomina, że przyszły premier potrzebuje kilku miesięcy, aby „umocnić się”; dopiero wtedy będzie miała sens dyskusja o zamierzeniach niemieckiego rządu dotyczących budowy w Berlinie tzw. widocznego znaku, czyli centrum dokumentacji wysiedleń. Bartoszewski nie pozostawił żadnych złudzeń co do tego, że niemiecki projekt byłby możliwy do zaakceptowania tylko pod określonymi warunkami. Najważniejszy z nich to wyłączenie z niego Eriki Steinbach, szefowej Związku Wypędzonych (BdV).
– Propozycja Bartoszewskiego jest rozsądna i cieszy się naszym poparciem – powiedział „Rz” Markus Meckel, deputowany SPD uczestniczący w opracowywaniu koncepcji widocznego znak”. – Nie ma powodu do pośpiechu – ocenił Hans Georg Wellmann odpowiedzialny w CDU za kontakty z Polską. Niemcy nie kryją, że zależy im na udziale Polski i Czech w przygotowywanym projekcie. Zostałby w ten sposób awansowany do rangi przedsięwzięcia o wymiarze europejskim. Jeszcze kilka dni temu minister kultury Kazimierz Ujazdowski zapewniał w Berlinie, że Polska nie przystawi „europejskiej pieczęci” pod niemiecką „inicjatywą narodową”.
Koncepcja widocznego znaku jest już gotowa. Kontrowersje wywołuje jedynie skład gremium nadzorującego działalność fundacji zarządzającej przedsięwzięciem. Przewidziano w nim miejsce dla przedstawicieli BdV. Jednak SPD jest zdania, że nie może w nim zasiadać Erika Steinbach.