– Sama decyduję, kogo przyjmuję i gdzie. Mam nadzieję, że wszyscy członkowie gabinetu są tego samego zdania – tymi słowami na łamach gazety „Bild” kanclerz Angela Merkel skarciła szefa niemieckiej dyplomacji Franka-Waltera Steinmeiera. Skrytykował on ostatnio wrześniowe spotkanie pani kanclerz z Dalajlamą. Merkel przyjęła tybetańskiego przywódcę w swoim biurze, co wywołało gwałtowne protesty władz w Pekinie. Chińczycy grożą teraz zerwaniem regularnych kontaktów z przedstawicielami niemieckiego rządu, co skłoniło Steinmeiera do oświadczenia w sobotę, że Niemcy są zaniepokojeni kryzysem dyplomatycznym, do którego doprowadziło spotkanie z Dalajlamą.
Niespodziewana riposta pani kanclerz nadeszła w dniu, kiedy obejmował formalnie urząd wicekanclerza w gabinecie Angeli Merkel po odejściu Franza Münteferinga.
–To reakcja nie tylko na Steinmeiera, ale pośrednio także na wypowiedzi Gerharda Schrödera – oceniają niemieckie media. Szef dyplomacji jest jednym z najbliższych przyjaciół byłego kanclerza i jemu też zawdzięcza karierę. Przez lata kierował urzędem kanclerskim.
Odchodząc, Schröder wprowadził Steinmeiera do MSZ, licząc na to, że pod jego kierownictwem polityka zagraniczna będzie nadal zorientowana na wspieranie interesów niemieckiej gospodarki. Dotyczy to zwłaszcza Rosji i Chin.
„Merkel postępuje inaczej. Nie waha się szczerze wypowiadać w Moskwie i Pekinie o prawach człowieka i demokracji, ryzykując pogorszenie relacji i dyplomatyczne nieporozumienia” – pisał wczoraj sympatyzujący z SPD „Frankfurter Rundschau”.