Tylko drobiazgi mogły sugerować, że wczoraj w Lizbonie polski prezydent, premier i szef MSZ nie stanowili zgranego zespołu. Lech Kaczyński, który przez kilka miesięcy prowadził negocjacje w sprawie treści nowego traktatu Unii Europejskiej, nie stanął na podium za podpisującymi dokument szefem rządu i ministrem spraw zagranicznych. Wyglądało to tylko na dyplomatyczne potknięcie. Bardziej niezręczne było to, iż nazwiska oraz fotografii Lecha Kaczyńskiego zabrakło w rozdawanych mediom informatorach o składzie poszczególnych delegacji. – Przykro mi bardzo, bo to ja negocjowałem traktat od samego początku – żalił się później prezydent. I poradził dziennikarzom, by spróbowali wyjaśnić tę sprawę w MSZ, które odpowiadało za kwestie techniczne.
Na szczęście zgrzyty w polskiej delegacji nie przesłoniły doniosłości chwili. Premier uścisnął dłoń prezydenta podczas powitania z premierem Portugalii Jose Socratesem, a także tuż po złożeniu podpisu pod traktatem. Natomiast po zakończeniu ceremonii szef rządu i minister spraw zagranicznych pożegnali na lotnisku wracającego do Warszawy Lecha Kaczyńskiego.
Enfant terrible lizbońskiego szczytu okazała się za to delegacja brytyjska. Premier Gordon Brown zgodnie z zapowiedziami spóźnił się na uroczystość. Według brytyjskich mediów był gotów zrezygnować z przyjazdu, aby nie narażać się na ataki eurosceptyków i nie wzniecać debaty dotyczącej poddania traktatu pod referendum. Ustąpił dopiero pod presją brytyjskiego MSZ, Komisji Europejskiej i Portugalii, ale podpis złożył samotnie, kiedy inni przywódcy jedli lunch.
– Ten dokument i związana z nim wieloletnia debata to strata czasu. Unia powinna się wreszcie zająć poprawianiem życia swoich obywateli. Ale chyba nie zamierza tego robić, bo już tworzy kolejną grupę mędrców, która dalej będzie się zajmować nie tym, co trzeba – mówi „Rz” Jonathan Evans, konserwatywny eurodeputowany brytyjski. O takiej grupie unijni przywódcy mają rozmawiać dziś podczas szczytu w Brukseli.
Podpisanie nowego traktatu to ukoronowanie wielomiesięcznych zabiegów niemieckiej dyplomacji. Na początku roku, przejmując kierownictwo w Unii, kanclerz Angela Merkel zapowiedziała, że traktat będzie jednym z jej priorytetów. Już w marcu próbowała oswoić przywódców UE z tą wizją, podsuwając im do podpisu deklarację berlińską mówiącą o wspólnych wartościach.Prezydent Kaczyński, który jeszcze wiosną sceptycznie oceniał szanse na szybkie porozumienie, wczoraj nie miał wątpliwości. – To dzień polskiego sukcesu – uznał. Jego zdaniem nowy dokument jest dużo lepszy niż odrzucony projekt unijnej konstytucji. Szef polskiej dyplomacji mówił zaś o sukcesie całej Europy. – Unia staje się silniejsza, bardziej demokratyczna, zdolna lepiej reprezentować swoich obywateli – ocenił Sikorski.