Za tydzień, najpóźniej za dziesięć dni, Kosowo może ogłosić niepodległość. Taką datę podali wczoraj nieoficjalnie albańscy politycy w Prisztinie. Mieszkańcy Kosowa czekają na ten dzień jak na zbawienie. – Ludzie są sfrustrowani. W Kosowie nie ma pracy, dobrych szkół, żadnych inwestycji. Niepodległość to nasza szansa – powtarzają.
Deklaracja miałaby zostać ogłoszona 9 lub 10 lutego, tydzień po wyborach prezydenckich w Serbii. Przy założeniu, że wybory wygra ultranacjonalista Tomislav Nikolić. Jeśli wygra prounijny Boris Tadić, ogłoszenie niepodległości przesunie się w czasie. Niewykluczone, że nawet o miesiąc. – Ale to nie będzie w żadnym razie oznaczać, że zaczynamy się wahać. Niepodległość Kosowa jest nieuchronna bez względu na to, kto wygra wybory prezydenckie w Serbii – mówi „Rz” jeden z doradców premiera Kosowa Dukagjin Gorani.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy władze w Prisztinie wielokrotnie zapowiadały, że niepodległość zostanie ogłoszona lada dzień. Wciąż padały kolejne daty. Czy tym razem należy wierzyć ich zapowiedziom?
– Tego ze stuprocentową pewnością nie wie nikt. Nawet sam premier – twierdzi Gorani.
Serbowie nie pogodzą się łatwo z utratą kawałka terytorium