Premier Kevin Rudd wygłosi oficjalne przeprosiny 13 lutego na forum parlamentu. – To pierwszy krok konieczny do tego, by rozliczyć się z przeszłością – oświadczyła wczoraj minister do spraw etnicznych Jenny Macklin. Jak zaznaczyła, ten symboliczny gest zostanie uczyniony w imieniu australijskiego rządu i „nie oznacza przypisania winy obecnemu pokoleniu Australijczyków”.
Słowa przeprosin skierowane będą do tysięcy ludzi z tzw. skradzionego pokolenia. Aż do końca lat 60. ubiegłego stulecia dzieci Aborygenów, rdzennych mieszkańców Australii, odbierano rodzicom i umieszczano w sierocińcach prowadzonych przez Kościoły bądź organizacje charytatywne – albo w rodzinach zastępczych. Miało to im zapewnić asymilację z kulturą europejską, wykształcenie, a także lepsze warunki życia.
– Polityką tą obejmowano głównie dzieci, które miały białego przodka, mieszkające na odległych, trudno dostępnych obszarach Australii. Ówczesne rządy tłumaczyły, iż mają dobre intencje, ale dla dzieci różnie się to kończyło: bywały molestowane, bite, dręczone w szkołach i domach. Pozbawiono je kontaktu z rodzinami – mówi „Rz” Gerard Henderson, dyrektor Sydney Institute. W wielu wypadkach dzieci zabierano bez wiedzy rodziców, na przykład podczas pobytu w szpitalu. Stąd określenie „skradzione pokolenie”.
W 1997 roku Komisja Praw Człowieka i Równych Szans uznała, że skutki polityki asymilacji były druzgocące zarówno dla dzieci, jak i dla ich rodzin oraz całej społeczności.
– To nie jedno, ale kilka pokoleń ludzi, którzy dziś cierpią na depresję i inne zaburzenia psychiczne. Pozbawieni tożsamości, żyją w poczuciu wykluczenia – mówi „Rz” Helen Moran, przewodnicząca stowarzyszenia, które lobbuje na rzecz ustanowienia narodowego dnia żalu.