Niemcy nie chcą już ani pomnika „Solidarności” w pobliżu Bundestagu, ani wystawy przedstawiającej kostki domina symbolizujące demokratyczne przemiany w Europie, które zapoczątkowała „Solidarność”. Jak się nieoficjalnie dowiaduje „Rz”, kierownictwo niemieckiego parlamentu zastanawia się, czy właściwszą formą upamiętnienia wkładu „Solidarności” w zjednoczenie Niemiec i Europy nie byłaby zwykła tablica wmurowana w fasadę siedziby niemieckiego parlamentu.
– Nie ma jeszcze żadnych oficjalnych ustaleń. Czekamy na propozycję polskiej strony – zapewnia Guido Heinen, szef biura prasowego Bundestagu. W przyszłym miesiącu będzie o tym rozmawiał w Berlinie marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.
Jego poprzednik Ludwik Dorn nie ukrywał po wrześniowej wizycie w Bundestagu, że ma nadzieję, iż Niemcy zdecydują się na coś więcej niż tablicę pamiątkową. Była mowa o niewielkim pomniku z elementami bramy Stoczni Gdańskiej czy kamieniu z Westerplatte. Potem pojawił się pomysł instalacji z kostkami domina. Okazuje się, że Niemcom wystarczy tablica podobna do tej, która od kilku lat informuje o wdzięczności Niemiec za otwarcie przez Węgry granicy z Austrią latem 1989 roku. Umożliwiło to tysiącom uciekinierów z NRD przedostanie się do RFN. Od tego momentu nic już nie było w stanie zahamować fali wyjazdów z NRD, co w konsekwencji doprowadziło do protestów społecznych i upadku tego państwa.
Nie wszystkim się to podoba. – Nie można porównywać tych dwóch rzeczy. Waga „Solidarności” i jej wpływ na losy Europy to zupełnie inna kategoria – mówi Wolfgang Templin, dysydent w czasach NRD. Tłumaczy, że to właśnie pod wpływem „Solidarności” powstała jego grupa na rzecz pokoju i praw człowieka, a także wiele innych.
– Nie ma mowy o żadnym szczęśliwym zbiegu okoliczności. To „Solidarność” wyjęła pierwszą cegłę z muru berlińskiego – mówi Templin.