Obciążające urzędnika zeznania złożyła przedstawicielka najwyższych władz sądowniczych kraju. – Powiedział mi wprost, że w przypadku przedłużenia mi pełnomocnictw na następną kadencję będę miała problemy – oświadczyła w poniedziałek pod przysięgą wiceprzewodnicząca Najwyższego Sądu Arbitrażowego Rosji Jelena Walawina.
Zależność rosyjskich sądów od Kremla jest tajemnicą poliszynela
Wystąpiła w charakterze świadka w procesie o obronę czci i godności, który wytoczył znanemu rosyjskiemu dziennikarzowi Władimirowi Sołowiowowi Walerij Bojew, referent administracji prezydenta ds. kadr i nagród. Urzędnik żądał uznania za niezgodne z prawdą i kompromitujące go opublikowane kilka miesięcy temu przez Sołowiowa sugestie, iż referent „rozkazuje Najwyższemu Sądowi Arbitrażowemu”, a sądy w Rosji „nie są niezawisłe, gdyż Bojew nimi steruje”.
Walawina potwierdziła jednak, że Bojew szantażował ją w 2005 roku, żądając umorzenia sprawy dotyczącej afery wokół jednej z firm państwowych. Zeznała też, iż mógł wpływać na decyzje składu sędziowskiego, gdyż reprezentował Kreml na posiedzeniach kolegiów kwalifikacyjnych.
Słowa przedstawicielki najwyższych władz sądowniczych Rosji stały się spektakularnym potwierdzeniem tego, co już od dawna jest w kraju tajemnicą poliszynela, czyli faktu, że rosyjskie sądy pozostają pod wpływem Kremla. Reprezentujący Sołowiowa w sądzie adwokat Szota Gorgadze oświadczył nawet, iż dzięki zeznaniom Walawinej proces stał się rewolucyjny dla rosyjskiego sądownictwa.