– Mimo zamieszania kompetencyjnego udało się nam odnieść sukces – przekonywał Donald Tusk. Premier odetchnął z ulgą, bo Unia Europejska nie będzie mogła narzucić Polsce metod ograniczenia emisji dwutlenku węgla, które doprowadziłyby do gwałtownego wzrostu cen energii i mogłyby się okazać katastrofalne dla gospodarki.
Decyzja w tej sprawie ma zapaść już w grudniu, ale muszą ją poprzeć wszystkie kraje. Polska ma więc czas, aby przekonać Unię do swoich postulatów, i możliwość zablokowania niekorzystnych dla niej rozwiązań.
– Jeśli pakiet klimatyczny nie będzie uwzględniał polskich postulatów, nie zawaham się użyć weta – zapowiedział premier. Jego zdaniem Polsce pomogło stworzenie koalicji ośmiu krajów, które również nie są zadowolone z pakietu klimatycznego, oraz to, że walczyła nie tylko w swoim imieniu.
Szczyt jednak przejdzie do historii jako miejsce konfrontacji między polskim premierem a prezydentem. Rząd gwałtownie sprzeciwiał się obecności Lecha Kaczyńskiego w Brukseli, tłumacząc, że polska delegacja musi prezentować jedno stanowisko. Premier, który nie chciał udostępnić prezydentowi samolotu, aby mógł lecieć do Brukseli, w drugi dzień szczytu złożył propozycję wspólnego powrotu do kraju. Jak twierdzi Kancelaria Prezydenta, oferta dotarła jednak zbyt późno. Prezydent wrócił wyczarterowanym samolotem, którego wynajęcie kosztowało 150 tysięcy złotych. Lech Kaczyński zarzuca też szefowi MSZ, że nie zadbał o akredytacje dla jego współpracowników, wskutek czego nie miał kontaktu z doradcami.
– Jeśli ktoś poczuł się zdegustowany tymi okolicznościami, to przepraszam. Następnym razem będzie i skutecznie, i ładnie – mówił premier. Również prezydent wyraził nadzieję, że w przyszłości nie dojdzie do takich sytuacji.