W połowie listopada w Waszyngtonie spotkają się przywódcy G20 – grupy gromadzącej siedem najbogatszych krajów świata, Rosję i największe tzw. rynki wschodzące (w tym Chiny, Indie, Brazylię, Arabię Saudyjską i RPA). Premierzy i prezydenci mają radzić, jak walczyć z kryzysem i jak zmienić architekturę globalnego systemu finansowego. Kraje spoza tego grona coraz śmielej upominają się o miejsce przy stole obrad.
Najpierw hiszpański premier José Zapatero protestował, gdy nie zaproszono go do Paryża na spotkanie przywódców największych krajów UE. Debatowała czwórka w składzie: Niemcy, Wielka Brytania, Francja i Włochy. Według niego Hiszpania powinna także dołączyć do G8, stałego forum siedmiu najbogatszych państw demokratycznych świata (USA, Japonia, Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Włochy i Kanada) i Rosji. Najbliższą okazją jest spotkanie w Waszyngtonie, bo G20 to formalnie G8 plus ważne kraje rozwijające się oraz przedstawiciel Unii Europejskiej.
– Hiszpania musi uczestniczyć w tych spotkaniach, bo jest ósmą potęgą gospodarczą świata – stwierdził Zapatero. Zadzwonił w tej sprawie do francuskiego prezydenta, który kieruje obecnie UE. Według oświadczenia Pałacu Elizejskiego Nicolas Sarkozy powiedział Zapatero, że „Hiszpania zasługuje na miejsce w czasie nadchodzącego szczytu ze względu na wielkość swojej gospodarki”. I ma zabiegać u prezydenta Busha o dołączenie tego kraju do listy zaproszonych do Waszyngtonu.
[srodtytul]Najbiedniejsi wykluczeni[/srodtytul]
Przed spotkaniem G20 głos zabrał również przedstawiciel najbiedniejszego kontynentu – Afryki. – G20 wyklucza kraje najbiedniejsze, które są ofiarami obecnego systemu. Europa koordynuje swoje działania z Azją, ale nie z Afryką – stwierdził Thomas Boni Yayi, prezydent Beninu. Co prawda w G20 jest jedno afrykańskie państwo, RPA, ale trudno jego głos uznać za reprezentatywny dla pozostałych, znacznie biedniejszych krajów tego kontynentu.