Przez kilka godzin w biurze Aleksandra Milinkiewicza w Mińsku urzędnicy sądowi w towarzystwie milicji spisywali meble, komputery itp. Oficjalny powód: synowi właścicielki mieszkania, które wynajmuje Milinkiewicz, został zasądzony przepadek mienia (odbywa karę więzienia za fałszerstwa).
– To może być przypadek albo skorzystano z okazji – powiedział „Rzeczpospolitej” białoruski politolog Walery Karbalewicz. – Zwykle w takim przypadku przychodzi jeden urzędnik wspierany przez dzielnicowego. Teraz przyszło ich kilku i oddział milicji z pistoletami maszynowymi – dodał.
Milinkiewicz twierdzi, że to prowokacja. Zapewnia, że „jest człowiekiem doświadczonym i takimi prowokacjami nie sposób mu przeszkodzić”.
Paradoksalnie, szef niezarejestrowanego ruchu O Wolność jest zwolennikiem dialogu z władzami. Popierał złagodzenie sankcji Unii Europejskiej nałożonych na Aleksandra Łukaszenkę i jego współpracowników.
Formalnie rzecz biorąc, mieszkanie, w którym znajduje się biuro, wynajmuje działacz ruchu O Wolność Aleksander Żukau. Ma on prawo w ciągu dziesięciu dni zaskarżyć decyzję o konfiskacie. W tym czasie powinien wykazać, iż znajdujące się w lokalu sprzęty nie są własnością skazanego.