Amerykańska Administracja Bezpieczeństwa Transportu (ATS) od połowy 2009 roku będzie żądać od linii lotniczych podstawowych danych o pasażerach, którzy mają lecieć nad terytorium USA. Trzeba będzie im podać imię, nazwisko, płeć i datę urodzenia. Nawet jeśli samolot nie będzie lądował w Stanach Zjednoczonych, ATS chce decydować o tym, kto może nim podróżować.

Jak wyjaśnia ATS na swej stronie internetowej, mając dane o pasażerach, administracja będzie mogła zbadać, czy nie ma wśród nich osób figurujących na liście podejrzanych o terroryzm. Do samolotu nie wsiądzie nikt spośród znajdujących się na „No Fly List” (osoby, którym nie wolno latać samolotami nad terytorium USA), osoby znajdujące się na „Selectee List” (wybrane do specjalnego sprawdzenia przez służby graniczne) będą dokładnie przeszukane.

Mająca siedzibę w Ottawie organizacja Grupa Monitorowania Wolności Obywatelskich (ICLMG) twierdzi, że podważa to suwerenność Kanady. – Stany Zjednoczone będą decydowały, którzy Kanadyjczycy mogą wsiadać do samolotu, a którzy nie. To sytuacja jak z Kafki – nasza Karta praw będzie łamana przez inny kraj – mówi Roch Tasse z ICLMG.

Według Mike’a Skrobicy, szefa Stowarzyszenia Transportu Lotniczego Kanady (ATAC), to niebezpieczny precedens. Zwłaszcza że linie lotnicze będą zmuszone podawać dane osobowe swoich pasażerów. – Spowoduje to opóźnienia lotów – dowodzi, ostrzegając, że amerykańska „No Fly List” zawiera dziesiątki tysięcy nazwisk.

Według Skrobicy kanadyjskie Ministerstwo Transportu za słabo interweniuje w Waszyngtonie. Teraz – gdy wkrótce w Białym Domu zmieni się prezydent, co pociągnie za sobą zmiany w całej amerykańskiej administracji – takie interwencje będą utrudnione.