Fernando Ferrín Calamita nie pierwszy raz ma problemy z prawem z powodu wątpliwości natury moralnej. Nigdy nie krył obaw, że adopcja dzieci przez pary homoseksualne czyni z nich króliki doświadczalne. Te poglądy – choć politycznie niepoprawne w rządzonej przez socjalistów Hiszpanii, gdzie pary osób tej samej płci zostały zrównane z małżeństwami – nie zaprowadziłyby go na ławę oskarżonych, gdyby nie był sędzią rodzinnym.
Najpierw przyznał prawo do opieki nad dwiema dziewczynkami ojcu, a nie matce, która związała się z inną kobietą. – Matka musi wybrać między córkami a nową partnerką – orzekł. Zapewniał, że nic nie ma do lesbijek, ale „homoseksualni rodzice nie mogą zapewnić dziecku integralnego rozwoju”, on zaś kieruje się „nadrzędnym interesem nieletnich”. Po tych oświadczeniach został okrzyknięty naczelnym homofobem Hiszpanii, dla większości mediów zaś stał się ulubionym bohaterem negatywnym. Werdykt Komisji Dyscyplinarnej Rady Głównej Sądownictwa, która ukarała go w marcu tego roku 600 euro grzywny, w Hiszpanii uznano niemal powszechnie za haniebnie pobłażliwy.
W obronie sędziego stanęło arcybiskupstwo Madrytu, cytując w swym biuletynie argumenty jego adwokata. Ten zaś zauważył, że jego klient padł ofiarą prześladowań, których celem było stłumienie próby podjęcia dyskusji na temat „sztandarowych ustaw” rządu José Zapatero. Usłyszał, że sędziowie pierwsi muszą – czy im się to podoba czy nie – wprowadzać nowe prawa przyjęte przez demokratycznie wybraną większość.
Sędzia Ferrín Calamita nie zmienił jednak poglądów. Obecnie jest sądzony za „złośliwe” opóźnianie adopcji córeczki lesbijki przez jej partnerkę. Grozi mu pozbawienie prawa do wykonywania zawodu nawet przez 18 lat i grzywna w wysokości 18 tysięcy euro z możliwością zamiany na trzy lata więzienia.
Susana M.S., matka biologiczna dziecka, i Vanesa H.H. mieszkają razem od 2004 roku. Pobrały się rok później, gdy w Hiszpanii zostały zalegalizowane związki osób tej samej płci. „Była wspólnym projektem, do tego stopnia, że przyjaciółka towarzyszyła mi podczas sztucznego zapłodnienia” – mówi o córeczce Susana M.S., cytowana przez dziennik „El Mundo”. W 2006 roku, gdy dziewczynka miała kilka miesięcy, Vanesa H.H. wystąpiła o jej adopcję. Obie panie twierdzą, że od początku czuły się „dyskryminowane z powodu orientacji seksualnej”. Dlaczego? Chociaż pracownica socjalna stwierdziła w raporcie, że adopcja nie zaszkodzi dziecku, bo nadal będzie mieszkało z własną matką, w tym samym otoczeniu, i że tak naprawdę chodzi jedynie o usankcjonowanie prawne istniejącej sytuacji, sędzia zażądał dodatkowo orzeczenia psychologów rodzinnych o plusach i minusach takiej adopcji.