Grillowanie w muzeum getta

W izraelskim Muzeum Bojowników Getta Warszawskiego została otwarta restauracja. Części pracowników kojarzy się ona ze słynnymi kawiarniami w getcie, w których zbierali się kolaboranci i szmuglerzy

Aktualizacja: 06.12.2008 01:56 Publikacja: 06.12.2008 01:55

Muzeum znajduje się w położonym na północy Izraela kibucu Lohamei Hagetaot. Założyli go po II wojnie światowej Żydzi przybyli z Polski. Pierwszą ekspozycję umieścili na kartonach rozłożonych na trawie. Dziś Muzeum Bojowników Getta Warszawskiego jest drugą co do wielkości placówką muzealną w Izraelu (po jerozolimskim instytucie Yad Vashem).

Ostatnio z powodu światowego kryzysu boryka się jednak z problemami finansowymi. Jest winna rozmaitym instytucjom dwa miliony szekli (około pół miliona dolarów). Kierownictwo muzeum postanowiło więc wynająć jeden z budynków znajdujących się na jego terenie na restaurację. Nowo otwarty lokal nazywa się La Paz (po hiszpańsku „pokój”).

[srodtytul]Zemsta wyrzuconego z pracy frustrata?[/srodtytul]

Budynek został odnowiony, wstawiono nowe meble, zainstalowano bar. Na zewnątrz ustawiono duży grill. Właściciel restauracji oferuje imprezy przy grillu oraz okolicznościowe bankiety (do 70 osób). Bar micwy, wesela i urodziny. Niedawno odbyła się tu impreza z okazji 80. urodzin jednego z mieszkańców kibucu – polskiego Żyda, który przetrwał Holokaust.

Zdaniem izraelskiego dziennika „Jedijot Achronot” wywołało to sprzeciw części pracowników muzeum.

– To wszystko wygląda bardzo źle. Jest wielka różnica pomiędzy skromną kafeterią dla zwiedzających a restauracją. Nie tak to sobie wyobrażali założyciele muzeum – powiedział pragnący zachować anonimowość pracownik placówki.

[wyimek]– W każdym muzeum na świecie jest jakiś bar czy restauracja. Musimy nakarmić zwiedzających – tłumaczy pracownik muzeum Benjamin Anolik[/wyimek]

Kierownictwo muzeum zdecydowanie odrzuca wszelkie zarzuty. – Nie ma co robić z tego afery. We wszystkich muzeach na świecie są jakieś bary czy restauracje. A w restauracji jest mięso. Co za różnica, czy jest gotowane, smażone czy grillowane. Na pewno nie obraża to pamięci bohaterów ani ofiar getta. Musimy jakoś nakarmić zwiedzających – powiedział „Rz” Benjamin Anolik z Wilna, który w muzeum pracuje od 40 lat.

Podobnego zdania są właściciel restauracji, który podkreśla, że „muzeum to nie cmentarz”, i dyrektor placówki Simcha Stein.

– Cała ta historia została wyolbrzymiona. Dziennikarz, który ją opisał jako pierwszy, najwyraźniej szukał taniej sensacji. A pracownik naszego muzeum, który mu się poskarżył, jest zapewne jednym z tych, których musieliśmy ostatnio zwolnić w ramach obniżania kosztów. To zemsta frustrata, który nie odważył się nawet ujawnić nazwiska – powiedział „Rz” Stein.

[srodtytul]W getcie mieszkali normalni ludzie[/srodtytul]

Podkreśla on, że muzeum powinno być miejscem pełnym życia, do którego przyjeżdżają młodzi ludzie z całego Izraela i świata.

– Moim marzeniem jest, żeby kiedyś były tu imprezy co wieczór. Przedstawienia teatralne i pikniki. Naszym przesłaniem jest bowiem nadzieja. Chcemy pokazać, że Żydzi zamknięci w getcie byli takimi samymi ludźmi jak my. Pomimo całego koszmaru okupacji jedli, pili i tańczyli – przekonuje Simcha Stein.

Ta argumentacja wywołuje sprzeciw rozmówcy „Jedijot Achronot”. – To prawda. W getcie w Warszawie było 56 kawiarni. Ale przecież były powszechnie potępiane. Działały bowiem w sytuacji, gdy bracia ich właścicieli umierali z głodu na ulicach. Ta dzierżawa jest wyprzedażą naszych wartości – powiedział anonimowy rozmówca gazety.

Kawiarnie w warszawskim getcie to w Izraelu drażliwy temat.

– Działały tam dwa rodzaje lokali. Podejrzane speluny, w których zbierali się kolaboranci i szmuglerzy, czyli nowa żydowska elita zbijająca miliony w nieuczciwy sposób. Alkohol lał się tam strumieniami, w przybytkach tych często działały domy publiczne. Do dziś dla wielu jest to wstydliwy, ciemny aspekt Holokaustu – mówi „Rz” dr Jacek Leociak, współautor książki „Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście”. Lokale te działały na mocy specjalnych zezwoleń wydawanych przez Judenrat.

[srodtytul]Miejsce pracy Szpilmana[/srodtytul]

Historyk podkreśla jednak, że w zamkniętej dzielnicy były również zupełnie inne lokale. – Przyzwoite kawiarnie, które nawiązywały do najlepszych kawiarnianych i kabaretowych tradycji II RP. Zbierali się w nich członkowie żydowskiej elity intelektualnej. Mogli tam się zetknąć z wysoką kulturą, co pomagało im przetrwać w tych straszliwych warunkach – mówi Leociak. W jednym z takich lokali, kawiarni Sztuka przy ulicy Leszno 2, grał na pianinie Władysław Szpilman.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora

[mail=p.zychowicz@rp.pl]p.zychowicz@rp.pl[/mail][/i]

Muzeum znajduje się w położonym na północy Izraela kibucu Lohamei Hagetaot. Założyli go po II wojnie światowej Żydzi przybyli z Polski. Pierwszą ekspozycję umieścili na kartonach rozłożonych na trawie. Dziś Muzeum Bojowników Getta Warszawskiego jest drugą co do wielkości placówką muzealną w Izraelu (po jerozolimskim instytucie Yad Vashem).

Ostatnio z powodu światowego kryzysu boryka się jednak z problemami finansowymi. Jest winna rozmaitym instytucjom dwa miliony szekli (około pół miliona dolarów). Kierownictwo muzeum postanowiło więc wynająć jeden z budynków znajdujących się na jego terenie na restaurację. Nowo otwarty lokal nazywa się La Paz (po hiszpańsku „pokój”).

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1103
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1102
Świat
Szef NATO: Musimy oddać Donaldowi Trumpowi sprawiedliwość
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1101
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Świat
Tragiczna lawina w Indiach. Pod śniegiem zostało uwięzionych kilkadziesiąt osób
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”