Spory rozdział dotyczący I wojny światowej w pamięci Europejczyków (str. 226-229) opiera się na materiale dotyczącym Niemców, Francuzów i Brytyjczyków. Czy w trosce o europejską jedność nie należało też zwrócić uwagę na pamięć kogoś z Europy Wschodniej? W podsumowaniu okresu wojny (str. 230) ponownie brakuje informacji o zachodniej ofensywie Armii Czerwonej, natomiast w słowniczku umieszczono termin „ludobójstwo”, zapewne w kontekście zbrodni tureckiej na Ormianach, ale przecież termin wprowadzono do obiegu dopiero o II wojnie światowej. Obawiam się, że chodziło o zrelatywizowanie późniejszego ludobójstwa sowieckiego i niemieckiego.
Bardzo źle wprowadza się ucznia w okres międzywojenny (rozdział 13 części szóstej). W skrótowej chronologii (str. 234) pomija się milczeniem układy z Rapallo (1922), Locarno (1925) i Berlina (1926) oraz układ Brianda-Kellogga (1927). Obrazki na str. 235 sugerują, że tłumami manipulowali faszyści, zaś socjaliści występowali w słusznej sprawie. A gdzie manipulacje skrajnej lewicy? Skandalicznie ujęto kwestię odwrotu od demokracji w Europie. Mapka na str. 237 zrównuje systemy polityczne Hiszpanii, Portugalii, III Rzeszy, Polski, Węgier, czy państw bałtyckich, zaś ilustracje sugerują, że najbardziej charakterystycznym przykładem gwałtu na demokracji w międzywojennej Europie był zamach majowy w Polsce i Józef Piłsudski. Zabrakło podstawowego rozróżnienia systemów autorytarnych i totalitarnych. Również tam, gdzie analizuje się totalitaryzm (str. 290-291) nie ma mowy o tym rozróżnieniu. A bez niego relatywizuje się faszyzm i nazizm! Na str. 240 ciepło komentuje się powstanie Frontu Ludowego we Francji, nie zauważając, że po raz pierwszy partia głosząca rewolucję i totalitaryzm oraz wspierana przez ZSRR współrządziła w kraju demokratycznym.
Omawiając kryzys Republiki Weimarskiej autorzy pomijają milczeniem Plan Dawesa, natomiast opisując włoski faszyzm (str. 250) ignorują socjalistyczne i syndykalistyczne korzenie ruchu Benito Mussoliniego. W chronologii wydarzeń wiodących do hiszpańskiej wojny domowej (str. 252) brakuje wyraźnie wzmianki o mordach republikanów na księżach i zakonnicach. Wśród tekstów źródłowych obrazujących ideowe zamieszanie wśród elit europejskich (str. 253) należałoby umieścić komunistyczne wyznania wiary Picassa lub Eluarda. Fatalne jest uogólniające podsumowanie „faszyzmu” (str. 254-255). Uczeń wynosi z niego wrażenia, że między ideologią i praktyką nazistów niemieckich, faszystów włoskich i przedstawicieli autorytaryzmów europejskich nie było różnicy. Jest to metoda prezentacji typowa dla radykalnej lewicy, wzorowana na ideologii sowieckiej, a także rosyjskiej obecnie, w której „faszyzm” był jednolitym wrogiem.
Przy omówieniu niemieckiego nazizmu należy zaznaczyć, że zanim ich aresztowano, posłów komunistycznych pozbawiono mandatów (str. 262). Tekst na str. 264 stwarza wrażenie, że kościoły niemieckie wspierały reżim. Nie mówi się tu też o początkowych sukcesach gospodarczych reżimu hitlerowskiego, które tłumaczą w pewnej mierze masowe poparcie dla niego w latach 30-tych. Mowa o tym jest dopiero później, co nie pozwala zauważyć związku. Na str. 266 warto zauważyć, że poparcie dla eutanazji wynikało u nazistów także z ideologii eugenicznej, dość wówczas popularnej, także wśród socjalistów (Szwecja!)
Rozdział 15 części szóstej dotyczy komunizmu sowieckiego. Dobrze, że poświęca się mu tyle miejsca, choć i tu można by wiele poprawić. Na wzmiankę zasługuje, obok powstania kronsztadzkiego także rewolta tambowska 1921 r., gdyż przyczyniła się ona do zmiany kursu z komunizmu wojennego na NEP. Nie wiadomo dlaczego autorzy podają dane o uwięzionych i zamordowanych w skali roku lub krótkich okresów. Naprawdę ważne dla skali terroru sowieckiego jest to, że ludność Gułagu wzrosła w latach 30-tych do około 10% ludności ZSRR. Nie mówi się też wcale o wojującym ateizmie sowieckim oraz prześladowaniach księży i wierzących. Niezbyt precyzyjna i pozbawiona wyjaśnień jest mapa na str. 286, obrazująca rejony ZSRR i krajów przezeń podbitych, skąd dokonywano deportacji. Uczeń może nie zrozumieć dlaczego uwzględniono tam wschodnią Polskę, kraje bałtyckie na równi z Kaukazem. W rozdziale 16 części siódmej omawia się II wojnę światową. Pierwszy fragment dotyczy drogi do wojny. W kalendarium dotyczącym tego tematu autorzy pominęli fiasko „wschodniego Locarno” (1934 r.), którego projekt udaremniony został przez Niemcy, a także fiasko rozmów brytyjsko-francusko-sowieckich z lata 1939 r., które mogły zapobiec wybuchowi wojny, gdyby Stalin nie wybrał Hitlera jako sojusznika przeciw Zachodowi. Ponadto nie podkreślili, że pakt niemiecko-sowiecki z 23 VIII 1939 r. nie był po prostu paktem o nieagresji, ale sojuszem, skoro, jak zaznaczono na mapie na str. 301, doprowadził on do podziału Polski. Bez tego stwierdzenia uczeń nie zrozumie, co się stało. Na str. 302, gdzie mówi się o niemieckiej inwazji Polski w dniu 1 IX 1939 r., trzeba koniecznie wspomnieć o inwazji sowieckiej na Polskę z 17 IX 1939 r., a także o inwazji Finlandii (jesień 1939-wiosna 1940) oraz zaborze państw bałtyckich i Besarabii przez ZSRR latem 1940 r. Pominięcie tych wydarzeń w tym miejscu zaciera fundamentalny fakt, że w latach 1939-1941 istniał sojusz niemiecko-sowiecki, a po drugiej stronie – (nieefektywny) sojusz angielsko-francusko-polski.
Na str. 306 zawarte jest fundamentalne kłamstwo. Mówi się tam w podtytule o „wejściu ZSRR i USA do wojny” w 1941 r. Co do USA to zgoda, natomiast ZSRR weszło do wojny po stronie Niemiec w 1939 r. Jeśli się przemilcza wspomniane fakty (inwazja Polski i państw bałtyckich), to skąd ma uczeń się dowiedzieć o wojennych wyczynach Armii Czerwonej we współpracy z Niemcami w 1939 i 1940 r. Autorzy twierdzą, że Polska skapitulowała w 1939 r. po „niewielu tygodniach”, podczas gdy Francja walczyła od 10 maja do 22 czerwca 1940 r. (str. 306). Jest to manipulacja słowna, bowiem kapitulacja Polski nastąpiła zaledwie tydzień wcześniej niż francuska. Ta sama informacja powtórzona jest zresztą na str. 342. Tabela ze str. 313 ilustruje ofiary II wojny światowej. W kolumnie pokazującej rozmiary masakry Żydów europejskich nie podano, czy wymienione liczby zawierają się w ogólnej liczbie ofiar czy nie. Zwraca uwagę liczba ofiar polskich: 5,7 mln osób, z której autorzy wyłączają ofiary sowieckie, a włączają Żydów polskich.
Czytelnika może zdziwić, że względna liczba ofiar polskich jest tak duża, a jest o nich w tekście tak mało, nawet tam, gdzie można by o tym wspomnieć (str. 334). Podział tekstu na podrozdziały powoduje, że z pola widzenia ginie w ogóle sowiecki terror z czasów II wojny światowej, na przykład zbrodnia katyńska. Autorzy zapewniają też, że w Jałcie nie dokonano podziału świata na sfery wpływu. Skąd więc się ten podział wziął? Uczeń się tego nie dowie. Co do sprawy polskiej, mamy na tej samej str. 314 wzmiankę o „komitecie lubelskim” pod kuratelą komunistów, który stanowił „konkurencję” dla polskiego rządu na emigracji. Uczeń dowie się jednak, co się dalej z nim stało dopiero w tomie drugim na str. 48. Wątpliwe, by połączył te fakty.
Cały rozdział 17 poświęcono „Europie pod panowaniem niemieckim”. W chronologii tego tematu (str. 320) brakuje wyraźnie wzmianki o sformułowaniu Generalplan Ost. „Dossier” ze stron 324-325 dotyczy „wojny na wyniszczenie przeciw komunistom”. Dziwne, że uwagę swoją skupiają autorzy na komunistach jako celu Niemiec hitlerowskich, pomijając olbrzymie cierpienia i straty ludzkie wśród narodów, które dążyły do wolności spod nazizmu i komunizmu. Wstrząsające zdjęcie wieszania kobiety przez niemieckie oficera budzi współczucie dla, jak się dowiadujemy, ludności pomagającej Armii Czerwonej. Tymczasem milczy się o zwalczaniu przez partyzantkę sowiecką sił niepodległościowych, na przykład Armii Krajowej czy powstańców słowackich. Przy omówieniu polityki niemieckiej na ziemiach okupowanych Europy praktycznie milczy się o rabunkach i rekwizycjach dokonywanych na miejscowej ludności. Wspominając ruch oporu w Niemczech i hr. Stauffenberga trudno nie wspomnieć, że pierwotnie był on zagorzałym zwolennikiem Hitlera. Nie wiadomo też dlaczego w podpisie pod mapą obozów hitlerowskich (str. 335) podkreśla się, że znajdowały się one na „terytorium polskim”. Czyżby miało to uzasadniać mówienie o „polskich obozach koncentracyjnych”? Nie wszystkie niemieckie komory gazowe zostały zniszczone przed wejściem Armii Sowieckiej, jak tego chcą autorzy (str. 336).
Dość dziwne, że w kalendarium dotyczącym Francji podczas II wojny światowej (str. 340) nie wymienia się paryskiego powstania z sierpnia 1944 r., które jest wspomniane na str. 350. W bilansie II wojny światowej powtarza się kalendarium, ponownie wspominając o „niemiecko-sowieckim pakcie o nieagresji z 23 VIII 1939 r.” ale nie mówiąc o tajnym protokole dodatkowym. Nie wspomina się też konferencji w Teheranie. W podsumowaniu dotyczącym losów idei europejskiej (rozdział 19) zamieszczono „dossier” przypominające II wojnę światową. W tekście mówi się tam o „nazistach” nie podając ich narodowości (str. 368), a zamieszczona obok karykatura ukazuje „doprowadzenie” Francji siłą do „rodziny europejskiej” pod egidą swastyki. W rodzinie tej widzimy Włochy, Hiszpanię, Bułgarię, Finlandię, Rumunię i Węgry. Nie wiedzieć czemu posłużono się hitlerowską karykaturą, by wzmocnić fałszywe wrażenie, że nazizm nie był tylko fenomenem niemieckim.
[srodtytul]3. Uwagi szczegółowe. [/srodtytul]
[b]Tom drugi[/b] W porównaniu z fatalnymi brakami tomu pierwszego, tom drugi robi nieco lepsze wrażenie. I tutaj jednak nie można przejść do porządku dziennego nad wieloma błędami, przemilczeniami, nieścisłościami i wątpliwą ideologią.
Część pierwsza dotyczy okresu bezpośrednio powojennego (1945-1949). W rozdziale 1 znajdujemy ponownie bilans II wojny światowej. Autorzy nie grzeszą tu dokładnością i konsekwencją. Mowa jest o tym, że II wojna światowa przyniosła „od trzech do sześciu razy więcej ofiar” niż I wojna światowa (str. 14). Z tabeli na sąsiedniej stronie dowiadujemy się ponownie, że w liczbach względnych najcięższe ofiary poniosła Polska. I znów warto zapytać dlaczego tak mało miejsca poświęcają autorzy polskiej tragedii w czasie II wojny światowej. „Polityczna poprawność” doby obecnej każe autorom podkreślić, że ofiarami nazizmu padali homoseksualiści (w Auschwitz było ich podobno 48).
Anachronicznie brzmi stwierdzenie ze str. 14 o tym, że po wojnie ludzkość uświadomiła sobie, że może się sama zniszczyć. Świadomość tego powstała dopiero później, w latach 50-tych, wraz ze wzrostem mocy broni jądrowej w posiadaniu USA i ZSRR. W tytule podrozdziału ma str. 16 winno znaleźć się jednak stwierdzenie, że nazizm był fenomenem niemieckim. Na tej samej stronie autorzy niespodziewanie przypomnieli sobie o konferencji w Teheranie z 1943 r.
W tekstach źródłowych na str. 17 znajdujemy cytaty z przemówień prezydenta Trumana i ministra Mołotowa na temat odpowiedzialność aliantów za świat powojenny. Mowę Mołotowa, który mówi o tym, jak ZSRR uratował Europę od „faszystowskiej rzezi”, pozostawiono bez komentarza. A przecież to ZSRR wspomógł Hitlera w 1939 r. i był współsprawcą wojennego kataklizmu. Sam Mołotow podpisał przecież pakt z 23 VIII 1939 r. To jest fałszowanie historii!
Omówienie sytuacji w powojennej Francji zawiera informację o roli Francuskiej Partii Komunistycznej w ruchu oporu, ale bez wspomnienia, że pozwoliło to tej partii uniknąć odpowiedzialności za popieranie paktu Ribbentrop-Mołotow i paraliżowanie oporu Francuzów w 1940 r. Nie ma też wzmianki o tym, że szef FPK Maurice Thorez twierdził, że w przypadku wojny z ZSRR prawdziwy komunista francuski winien popierać ZSRR przeciw swej ojczyźnie.
Mapa na str. 28 sugeruje, że przed 1939 r. istniały zwarte skupiska ludności niemieckiej na terenie polskiego Pomorza. Tak nie było. Przy okazji omawiania pamięci o II wojnie światowej autorzy powołują się na film Claude Lanzmanna „Shoah”, zawierający wątki antypolskie. Film ten jest dodatkowo reklamowany na str. 41 przez duże zdjęcie. W rozdziale 2 na str. 32 upraszcza się pamięć zwycięzców i zwyciężonych, nie dostatecznie akcentując, że dla wielu narodów Wschodniej Europy koniec wojny przyniósł niezawinioną klęskę. Wspomina się tu mord katyński, ale tylko jako przykład przyczyny załamania się mitu o ZSRR jako zwycięzcy nad faszyzmem. Gdyby autorzy omówili wcześniej sowiecki terror z czasów wojny nie musieli by się teraz dziwić temu odkryciu. Pisząc o pamięci o Holocauście autorzy podkreślają, iż „władze polskie” maskowały fakt, że większość ofiar Auschwitz stanowili Żydzi (str. 34). Tak było przez pewien czas, tyle, że były to władze komunistyczne Polski, a nie po prostu „władze polskie”. Brzydkiej manipulacji dokonano natomiast w zdaniu: „Kościół katolicki często wyrażał skruchę z powodu swego milczenia na temat losu Żydów w czasie wojny”. Fakt, że władze Kościoła katolickiego zdobywały się na takie akty nie może uzasadniać uproszczonego twierdzenia na temat owego milczenia. Sprawa stanowiska Piusa XII wobec Holocaustu jest na tyle skomplikowana, że nie wolno jej tak uprościć. Oburzające jest reklamowanie komiksu „Mauschwitz”, w którym przedstawiono Żydów jako myszy, Niemców jako koty, ale, o czym autorzy nie wspominają, a co mogą zobaczyć czytelnicy tego komiksu, Polacy są przedstawieni jako świnie. W tym miejscu, jak i na str. 42-44, widać, że „kultura pamięci” w powojennych Niemczech jest jednak wybiórcza. Stale słyszymy wyrazy skruchy za zbrodnie wobec Żydów, a także Rosjan, lecz Polacy zawsze znajdują się na dalekim planie, a nawet są przedstawiani w niekorzystnym świetle. Rozdział 3 tej części dotyczy początków Zimnej Wojny. Określając stronę wschodnią wspomina się na str. 46 o zależności satelitów od ZSRR, ale nie mówi się o istocie systemu opartego na terrorze i propagandzie. Dwie ilustracje na sąsiedniej stronie robią wrażenie, jakby za propagandę zimnowojenną odpowiadały bardziej Stany Zjednoczone. Oto zgodna współpraca aliancka z plakatu sowieckiego jest przeciwstawiona plakatowi z USA, ukazującemu zagrożenie komunistyczne. Czyżby rzeczywiście nie rozumiano, że w kulturze obrazkowej wywołuje się uczucia zamiast informować?
W podrozdziale o podziale Niemiec (str. 54) nie zauważono wpływu USA, Wielkiej Brytanii i Francji na utworzenie systemu demokratycznego w Niemczech Zachodnich. W podsumowaniu części pierwszej (str. 58) ponownie powtarza się główne daty, ponownie pomijając Powszechną Deklarację Praw Człowieka ONZ z 1948 r. Nowością są tu sylwetki i portrety głównych postaci, w tym Churchilla, Roosevelta i Stalina, tyle, że jest to marnowanie miejsca, gdyż sylwetki te są powtórzone na końcu tomu drugiego.
Część druga dotyczy Europy w podzielonym świecie od 1949 do 1989 roku. W kalendarium ważnych wydarzeń tego okresu (str. 62-63) winno się znaleźć miejsce dla powstania „Solidarności”. Zgodnie ze swoją koncepcją ideową, autorzy nie mogli się powstrzymać (str. 68) od wzmianki o fali nietolerancji w USA („Maccarthyzm”), nie wspominając o rozmiarach szpiegostwa sowieckiego w Stanach Zjednoczonych. Na str. 71 cytowany jest jakiś film antykomunistyczny nakręcony w Hollywood. Tymczasem to właśnie wśród aktorów i reżyserów Hollywood działali latami jawni sympatycy komunizmu i ZSRR. „Maccarthyzm” jest zresztą powtórzony na str. 70, natomiast czytając o wojnie propagandowej uczeń nie dowie się tu o prawdziwym życiu codziennym w krajach komunistycznych.
W podrozdziale o „nowych napięciach” międzynarodowych w latach 1975-1985 autorzy wspomnieli papieża Jana Pawła II, ale tylko w kontekście jego prób „przywrócenia wpływów Kościoła w świecie” (str. 74). Brak omówienia fenomenu papieża-Polaka i jego wpływu na Trzeci Świat oraz sytuację w krajach komunistycznych, w tym głównie na Polskę. Nie ma tu ani słowa o Soborze Watykańskim II. Autorzy najwyraźniej mają problem z obiektywnym przedstawianiem Kościoła katolickiego, nie mówiąc już o innych kościołach, o których nie ma w podręczniku ani słowa. Czyżby rozdział Kościoła od państwa miał polegać na odcięciu uczniów od jakiejkolwiek wiedzy o religii? Zupełnie zmarginalizowana jest rola „Solidarności”. Fenomen wielomilionowego ruchu, który podkopał wiarygodność systemu komunistycznego i przyczynił się do jego upadku załatwiony jest zdaniem o jego finansowaniu przez USA (str. 74). „Solidarność” pojawi się jeszcze na str. 134 w krótkiej wzmiance o opozycji w latach 80-tych. Jeśli jest „dossier” o rewolucji węgierskiej 1956 r. oraz wiele informacji o Praskiej Wiośnie, takie potraktowanie „Solidarności” graniczy ze skandalem. Czyżby autorom zależało na zminimalizowaniu jej znaczenia tak, aby podkreślić upadek Muru Berlińskiego jako jedyny znak końca komunizmu?
Na tym tle zwraca uwagę obszerny rozdział 5 (str. 82-95), dotyczący dekolonizacji i problemów Trzeciego Świata. Czegoś więcej o krajach europejskich można by się spodziewać po rozdziale 6. W jego wstępnym kalendarium (str. 96) nie znajdziemy jednak ani wyboru papieża Jana Pawła II ani powstania „Solidarności” ani wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Jest „powstanie na Węgrzech” i „Praska Wiosna”, a także „powstanie w Polsce 1970 r.”, ale „Solidarności” nie ma. W akapicie na temat oporu przeciw modelowi sowieckiemu (str. 106) uczeń ponownie dowie się o powstaniu berlińskim 1953 r., węgierskim 1956 r. (jest o nim także „dossier” na str. 108-109) i Praskiej Wiośnie 1968 r., ale nie dowie się niczego o „Solidarności” (!) „Solidarności” nie wymienia się także w sumującej ten rozdział chronologii na str. 126. Zważywszy te proporcje, trudno uniknąć wrażenia, że autorom zależało na pomniejszeniu roli Jana Pawła II i „Solidarności”. W opisie różnic między systemami w Europie podzielonej przez Żelazną Kurtynę („socjalizm a kapitalizm, dyktatura partyjna a pluralistyczna demokracja, gospodarka planowa a wolny rynek” - str. 100) autorzy pozostają na poziomie werbalnych schematów, nie wgłębiając się w szczegóły i akcentując propagandę wizualną, przez co uczeń odbierze owe różnice bardziej jako grę słów niż jako coś realnie istniejącego. Rozdział 7 części drugiej dotyczy procesu integracji europejskiej w latach 1945-1989. Już we wstępnym kalendarium (str. 112) autorzy dzielą ten okres na podokresy. Lata 1945-1957 to wedle ich teorii okres „Europy pod wpływem Ameryki”, okres do 1967 r. to „pierwsze lata EWG”, zaś lata następne to „pogłębienie i poszerzenie”. Bardzo to dziwna chronologia. Czyżby autorzy nie wiedzieli, że bezpieczeństwo jednoczącej się Europy zależało przez cały ten okres od amerykańskiego parasola atomowego? Ilustracje ze str. 116 (figurka pod parasolem z flagami europejskimi) oraz 119 ( „tarcza” Europejskiej Wspólnoty Obronnej przeciw totalitaryzmowi) dodatkowo sugerują, że zjednoczona Europa radziła sobie sama ze swym bezpieczeństwem. Wymowa podręcznika jest pod tym względem jasna: Stany Zjednoczone były problem Europy, a nie jego rozwiązaniem. Tylko jak się to ma do powojennych realiów? Zdumiewającą mapę znajdujemy na str. 114. Ilustruje ona rzekomo dziedzictwo kulturalne Europy. Naniesiono na niej zabytki gotyckie i najważniejsze pomniki kultury muzułmańskiej. Wynika z tego, że obszar Bałkanów łącznie z Węgrami był zdominowany przez islam, podobnie jak południowa Hiszpania. Z mapy tej uczeń nie dowie się w ogóle o zabytkach starożytnej Grecji, romańskich Włoch (bazyliki rzymskie???), chrześcijaństwa wschodniego na obszarze Ukrainy, Bałkanów i Azji Mniejszej ani o baroku na ziemiach Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Wedle mapy centrum kultury europejskiej to Wersal, gdyż zaznaczono go większym, niebieskim symbolem a mniejsze niebieskie znaczki wskazują pałace inspirowane Wersalem. W Polsce umieszczono taki jeden znaczek. Zapewne chodzi o Wilanów. I to cała kultura Europy!!! Ta mapa to jeden z większych skandali tego podręcznika. Czy na takiej ignorancji mamy budować wspólnotę narodów Europy?
Część trzecia ujmuje „zakończenie konfliktu Wschód-Zachód”. Merytorycznie i wizualnie treść tej części zdominowana jest przez „pierestrojkę”, upadek Muru Berlińskiego i wojnę w byłej Jugosławii. O transformacji ustrojowej oraz jej trudnościach i sukcesach w państwach byłego bloku komunistycznego jest niewielka wzmianka na str. 140. Dlatego też uczeń czytający tekst przemówienia premiera Mazowieckiego o Polsce jako części Europy (str. 141) oraz oglądający karykaturę na tej samej stronie, ukazującej wór problemów, jakie przywiozły kraje Europy Wschodniej przed drzwi Europy, musi dojść do przekonania, że „stara Europa” wyświadczyła „nowej Europie” wielką łaskę, przyjmując na siebie ciężar jej członkostwa w Unii Europejskiej. Skoro uczeń ten nie dowiedział się wiele o dziedzictwie kulturowym owych peryferii cywilizacji europejskiej, to skąd ma wiedzieć, że mają one także coś niecoś do dania „starej Europie”?
W rozdziale 9 autorzy zajęli się między innymi problemem członkostwa Turcji w Unii Europejskiej. Wskazano niepokoje związane z nieuznawaniem przez Turcję Republiki Cypru i ludobójstwa Ormian, a także z liczną ludnością muzułmańską Turcji. Nie wspomniano natomiast o okupacji przez Turków północnego Cypru. Debatę o członkostwie Turcji zideologizowano przez twierdzenie, że to „partie konserwatywne Niemiec i Francji” (ciekawe, jakie są tam partie konserwatywne?) proponują Turcji „uprzywilejowane partnerstwo” zamiast członkostwa. Publikując dość gołosłowne oświadczenie tureckie o europejskich aspiracjach oraz zdjęcie europosłów popierających członkostwo Turcji, nastawia się ucznia jednoznacznie wobec tej kwestii. Czy na tym ma polegać nauka w szkołach? Inne fragmenty tekstu i teksty źródłowe (str. 152-153) nastawiają ucznia pozytywnie do idei europejskiej federacji. Fragmenty ze str. 160-161 i 162-163 wskazują na udział Unii Europejskiej w gospodarce światowej i zbrojeniach, przemilczają jednak fakt, że z formalnie traktowanych liczb nie wynika proporcjonalna siła, skoro w Unii nie można się dopracować wspólnej polityki zagranicznej i obronnej. Przekrojowe porównanie tożsamości europejskiej różnych krajów członkowskich (str. 164-165) wskazuje, że Francja i Niemcy są najbardziej dojrzałe pod tym względem. Nigdzie nie ukazano jednak słabości Unii (kryzys demograficzny, malejąca konkurencyjność, brak solidarności).
W rozdziale 10 ukazano wiele dramatycznych problemów międzynarodowych, nękających współczesny świat (n.p. terroryzm islamski, głód czy wojny w Trzecim Świecie). Nie spróbowano jednak wskazać uczniom głębszych przyczyn tych problemów, takich jak kryzys wartości, egoizm i pazerność, nieograniczone ambicje konsumpcyjne czy fanatyzm. Uczeń pozostaje więc przytłoczony świadomością zła w świecie oraz europejską iluzją, iż metodą rozwiązywania tych problemów jest tworzenie właściwych instytucji a nie zmiana postaw. Część czwarta poświęcona jest rozwojowi gospodarczemu i społecznemu oraz tendencjom kulturowym w świecie powojennym. Przy omówieniu polityki gospodarczej prezydenta Ronalda Reagana (str. 190) podkreśla się jego program zbrojeniowy, a nie mówi się o obniżce podatków. Podobnie niepełna jest prezentacji „thatcheryzmu”. Autorom prawie zupełnie umknęło niezwykle szybkie tempo wzrostu komunistycznych Chin w latach 1980-2008.
Na uwagę zasługuje obszerny rozdział poświęcony problemom ludnościowym w świecie. Ukazuje on zmiany w tempie wzrostu ludności w różnych rejonach świata, starzenie się ludności europejskiej czy zagrożenia dla systemów emerytalnych. Zmiany obyczajowe przedstawione są na ogół bezkrytycznie, a nawet z odcieniem uznania, na przykład, gdy zamieszcza się zdjęcie z demonstracji antykościelnej w kwestii pigułki antykoncepcyjnej (str. 211). Prawo do aborcji zilustrowano przemówieniem jego zwolenniczki Simone Veil (tamże). Przemilczano destrukcyjny wpływ aborcji nie tylko w sferze moralnej, ale nawet w płaszczyźnie demograficznej. W pozytywnym świetle przedstawiono kwestię „wyzwolenia seksualnego” oraz „pluralizacji form życia rodzinnego” (str. 208). Obecność religii w życiu społecznym skomentowano w sposób typowy dla ducha „neutralności światopoglądowej” (str. 214-215), tak jakby religia była tylko sprawą prywatnych przyzwyczajeń kulturowych, a nie źródłem żywej motywacji moralnej. Tę część książki można określić jako miękką propagandę relatywizmu moralnego. Podobnie bezrefleksyjny, a w istocie „neutralny moralnie” jest rozdział 13, dotyczący zjawisk kulturalnych w świecie po II wojnie światowej. Pozostawia on ucznia bez żadnych kryteriów oceny.
W obszernej części piątej przedstawiono Francję i Niemcy po 1945 r. Omawia się tu szeroko systemy polityczne obu krajów oraz ich historię polityczną i społeczną. Interesujące, że w podsumowaniu tego rozdziału, gdy mówi się o symptomach kryzysu demokracji w Europie, zestawia się w tabeli na str. 274 partie radykalnej prawicy, a nie lewicy. Poza tym dlaczego, obok Austrii, Belgii, Danii, Francji, Holandii i Włoch (czy Lega Nord to partia antydemokratyczna?!) nie ma w tym zestawieniu Niemiec? Przecież zarówno NPD, jak i Die Linke są w sensie programowym bardzo radykalne. W podrozdziale o społeczeństwie omawia się akceptująco społeczeństwo konsumpcyjne i laicyzm, a także tolerancję i wielokulturowość jako zasady, ale nie pomija się problemy wynikające z niechęci do integracji muzułmanów we Francji i Niemczech. Książkę kończy apoteoza partnerstwa francusko-niemieckiego jako wzoru do naśladowania dla innych narodów Unii Europejskiej (str. 294 i nn.) 4. Podsumowanie Ogólna ocena podręcznika winna zawierać ocenę jego proporcji, warstwy informacyjnej, dodatkowych materiałów dydaktycznych (źródła, mapy, pytania), układu graficznego i ilustracji. Nie ma podręczników idealnych, a o ich wartości świadczy raczej ilość błędów, jakie popełnili autorzy. W omawianym podręczniku jest ich zbyt wiele, by wystawić mu pozytywną ocenę.
W warstwie informacyjnej podręcznik razi złymi proporcjami, poważnymi lukami (Rosja, USA, Austro-Węgry, problematyka gospodarcza) i lewicowym zabarwieniem ideologicznym (bezkrytyczny stosunek do zmian społecznych, wybór głównych postaci, niechęć wobec USA i Kościoła). Dodatkowe materiały dydaktyczne dotyczą głównie Francji i Niemiec, a także wymagają od ucznia zbyt wiele skoro nie dowiaduje się on wystarczająco dużo z tekstu głównego. Proporcja między tekstem głównym i „obudową dydaktyczną” jest zachwiana na niekorzyść tego pierwszego. Układ graficzny jest interesujący, ale materiał ilustracyjny – zbyt jednostronny (znów Francja i Niemcy), nie zawsze odnoszący się do tekstu, a często nastawiający ucznia jednostronnie. W obu tomach jest bardzo wiele powtórzeń, przez co nie wykorzystuje się miejsca w celu wprowadzenia brakujących informacji.
Lektura podręcznika zaczyna się od zainteresowania jego formą, a kończy się całkowitym rozczarowaniem. Chęć stworzenia wspólnej pamięci francusko-niemieckiej w młodym pokoleniu przesłoniła autorom cały świat. Skoro tak wiele miejsca poświęcono w drugim tomie integracji europejskiej, to dlaczego w podręczniku nie ma prawie nic o problemach Irlandii, Szwecji, Finlandii, Danii, Włoch, Portugalii, Grecji, Cypru, nie mówiąc już o krajach Europy Środkowej i Wschodniej? Wiedza wyniesiona z podręcznika ukształtuje u uczniów mylne przekonanie, że przezwyciężenie nacjonalizmów francuskiego i niemieckiego pozwoliło rozwiązać główne problemy europejskie, że dwa te państwa mają do odegrania szczególną rolę w Europie i że powołane są do kierowania sprawami Unii Europejskiej oraz europejską pamięcią historyczną. Uczeń tak wykształcony będzie bezradny nie tylko w Unii Europejskiej, ale także w otaczającym ją świecie, a nie poznając innych krajów europejskich, będzie tworzyć napięcia w stosunkach z nimi.
[i] Ekspertyza zostanie opublikowana w "Miedzynarodowym Przegladzie Politycznym" nr. 1/2009[/i]