– Nie chcę, by moja osoba stała się przeszkodą w rozwiązywaniu problemów politycznych i gospodarczych Węgier – oś- wiadczył Gyurcsany. Premier zapowiedział już w styczniu, że poda się do dymisji, o ile nie wyprowadzi Węgier z kryzysu gospodarczego i nie powstrzyma spadku popularności lewicy.
„Obietnic nie dotrzymał. Dziś gospodarka Węgier znajduje się w recesji. Forint tonie, spadek PKB szacuje się na ponad4 procent. Sondaże wskazują, że aż 91 procent Węgrów domaga się zmian politycznych” – podkreśla konserwatywny dziennik „Magyar Hirlap”.
Rok przed wyborami parlamentarnymi lewica nie zamierza jednak oddać władzy. Decyzję o dymisji premier oznajmi oficjalnie 23 marca na posiedzeniu parlamentu. Opracowano już cały scenariusz dalszych wydarzeń. Specjalna komisja rządzącej Węgierskiej Partii Socjalistycznej (MSZP) wyłoni nowego kandydata na premiera, a de-legaci zaakceptują go na nadzwyczajnym kongresie partii 5 kwietnia. Potem w Zgromadzeniu Narodowym lewica zgłosi konstruktywne wotum nieufności, które pozwoli na odwołanie premiera i powołanie nowego, lewicowego szefa rządu, a następnie nowego gabinetu. Następca Gyurcsanya miałby objąć funkcję w połowie kwietnia. Cała procedura ominie prezydenta Laszlo Solyoma, który krytykuje rząd i opowiada się za przedterminowymi wyborami.
– Decyzja Gyurcsanya zapewnia mu dalszy wpływ na kierowanie partią, utrzymanie przy władzy lewicy i możliwość odnowienia koalicji z liberałami. Co więcej, skompromitowany szef rządu wycofa się do drugiej linii unikając politycznych potyczek i konfrontacji z opozycyjną prawicą – twierdzi politolog Csaba Kiss.
O skuteczności pokerowego posunięcia premiera świadczą pierwsze reakcje polityków. Na sobotnim kongresie socjalistów Gyurcsany został ponownie wybrany na szefa partii, i to głosami 85 procent delegatów. Gabor Fodor, lider Związku Wolnych Demokratów (SZDSZ), który przed rokiem opuścił koalicję ze względu na niechęć lewicy do reform, powiedział, że dymisja premiera „wygląda interesująco” i stwarza warunki do odnowienia sojuszu z lewicą.