Wniosek przeszedł podczas czeskiego przewodnictwa w Unii. Teraz los rządu kierującego pracami Wspólnoty zależy od znanego z eurosceptycyzmu prezydenta Vaclava Klausa. Może przedłużyć mandat Topolanka lub mianować nowego premiera.
– Wyjdzie na to, że Sarkozy miał rację, twierdząc, iż Czesi nie będą w stanie kierować Unią – mówi nam Martin Ehl, szef działu zagranicznego „Hospodarskich Novin”. Sam Topolanek przekonuje, że wotum nieufności nie wpłynie na prace UE. – To sytuacja niefortunna, ale nie ma powodów do paniki – uspokaja „Rz” Jacek Saryusz-Wolski, szef Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego.
[srodtytul]Mirek Topolanek, przegrany premier [/srodtytul]
Na czele czeskiego rządu stanął we wrześniu 2006 roku. Od siedmiu lat jest przywódcą Obywatelskiej Partii Demokratycznej. Szefostwo objął po prezydencie Vaclavie Klausie, z którym poróżnił się, gdy osłabł jego eurosceptycyzm.
Ma 52 lata i jeszcze do niedawna osiągał same sukcesy. Pierwsza wielka porażka przyszła w ubiegłym roku, gdy ODS sromotnie przegrała wybory lokalne, a komuniści pierwszy raz wrócili do władzy. Potem z honorowego członkostwa w ODS zrezygnował Klaus. Odeszło też kilku deputowanych i ODS groził prawdziwy rozłam. Poszło m.in. o traktat lizboński, którego prezydent jest wielkim przeciwnikiem. Co prawda Topolanek też deklaruje, że dokument mu się nie podoba, ale twierdzi, że warto w tej kwestii poświęcić się dla UE. Ostatnio obiecywał wręcz, że czeski parlament ratyfikuje traktat do kwietnia. Podobnie mówi o euro. Nie spieszy się z jego przyjęciem i nie jest jego zwolennikiem, ale powtarza, że Czechy przyjmą unijną walutę, jeśli będzie to dla nich korzystne.