[b]– Czy jesteśmy świadkami rzeczywistego ocieplenia między Waszyngtonem i Moskwą, czy też to głównie słowa? [/b]
– Istnieje szansa na poważną zmianę, przede wszystkim dlatego, że administracja Obamy podjęła próbę znalezienia wspólnej płaszczyzny z Moskwą w wielu sprawach, na przykład kontroli zbrojeń. Obie strony są zainteresowane redukcją liczby głowic nuklearnych, w rzeczy samej Rosjanie są tym jeszcze bardziej zainteresowani niż Amerykanie, bo ich arsenał starzeje się znacznie szybciej od naszego.
[b] – Myśli pan, że Rosjanie są dziś bardziej skłonni do współpracy niż za Busha? [/b]
– Wściekły niedźwiedź nie stanie się z dnia na dzień potulnym misiem. Ale cofnijmy się pamięcią do przemówienia Putina w Monachium, przypomnijmy sobie jego ton: jesteśmy znowu silni, musicie się z nami liczyć, mamy własne interesy narodowe i zamierzamy je realizować bez względu na to, co o tym myśli Zachód. Taki ton utrzymywał się aż do niedawna, ale w ostatnich paru miesiącach Moskwa zdała sobie sprawę, że kryzys gospodarczy nie dotyczy tylko Ameryki. Rosyjskie rezerwy walutowe się kurczą, gospodarka także, bezrobocie rośnie. Władza stoi przed groźbą wybuchu społecznego niezadowolenia. Rosjanie zdali sobie sprawę, że wobec kryzysu muszą podjąć współpracę gospodarczą z Zachodem, a ciężko byłoby im ją podjąć, jeśli nie będą współpracować w innych sferach. Gdy przeczytamy wtorkowy artykuł Miedwiediewa na łamach „Washington Post”, widać w nim wyraźną zmianę tonu.
[b] – Jak w tym kontekście widzi pan rozmowy o tarczy antyrakietowej?[/b]