Prezydent Vladimir Voronin uznał, że powtórne przeliczenie głosów przywróci polityczną stabilność i spokój na ulicach Kiszyniowa. Dlatego, jako lider zwycięskiej Partii Komunistycznej, zwrócił się w piątek w tej sprawie do Trybunału Konstytucyjnego.
– Jesteśmy gotowi rozpatrzyć wniosek prezydenta w ciągu najbliższej doby. Czekamy na protokoły głosowania z Centralnej Komisji Wyborczej – mówił przewodniczący Trybunału Dmitrij Pulbere.
Na ponowne przeliczenie głosów nalegała opozycja. Oskarżała Voronina o fałszerstwa wyborcze. We wtorek sytuacja wymknęła się spod kontroli. Młodzi zwolennicy opozycji zaatakowali siedzibę parlamentu. W zamieszkach zostało rannych ponad 20 osób, w tym kilku policjantów. Do aresztu trafiło 200 osób. Voronin obarczył winą za rozruchy Rumunię (do której przed drugą wojną należała prawie cała dzisiejsza Mołdawia, zanim nie została zagarnięta przez ZSRR) i partie opozycyjne. – Na wszystkich etapach kampanii wyborczej opozycja prowadziła konsultacje z ambasadą Rumunii. Bukareszt zorganizował wysłanie studentów do Kiszyniowa, by wzięli udział w akcjach ulicznych – tłumaczył.
Zdaniem mołdawskich politologów przyzwolenie prezydenta na powtórne przeliczenie głosów nie oznacza, że opozycja może świętować zwycięstwo.– Wynik zależy od tego, jak duże pole działania otrzymają przeciwnicy władzy. Wątpię, by doszło do gruntownej kontroli z odwiedzaniem każdego wyborcy w najbardziej odległym zakątku kraju – mówi „Rz” Eduard Michajłow. Pytany, czy Voronin przystał na żądania oponentów w obawie przed nowymi rozruchami, odpowiada:– Nie. Wielu uważa nawet, że to przywódca w dużym stopniu przyczynił się do zamieszek.
W piątek około tysiąca zwolenników opozycji znów wyszło na ulice Kiszyniowa. Niektórzy trzymali w rękach kwiaty, co miało świadczyć o ich pokojowych zamiarach.