Aleksander Łukaszenko spotkał się wczoraj z Wiktorem Juszczenką w Homlu. – Jesteśmy bardzo wdzięczni wam, Wiktorze Andrejewiczu, za to, jak dużo zrobiliście, by Białoruś znalazła się w Partnerstwie Wschodnim – mówił po spotkaniu Łukaszenko. Juszczenko z kolei zapewnił, że po podpisaniu Partnerstwa Ukraina i Białoruś będą mogły w jego ramach realizować szereg wspólnych projektów.
Kijów nie ukrywa, że Juszczenko namawiał Lecha Kaczyńskiego oraz przewodniczącego Komisji Europejskiej José Manuela Barroso do otwarcia się na Mińsk. W efekcie Białoruś została zaproszona do Partnerstwa.
Przysługa ukraińskiego prezydenta wywołała jednak nerwową reakcję Rosji. Prasa rosyjska zaczęła się rozpisywać o zbliżeniu Ukrainy i Białorusi. Zdaniem rosyjskiego politologa Andreja Suzdalcewa Kreml boleśnie odczuł flirt Łukaszenki z Zachodem.
– Przystąpienie Białorusi do Partnerstwa oznacza udział w konkurencyjnym wobec ZBiR projekcie integracyjnym, co może być potraktowane jako zdrada i prowadzić do zaprzestania subsydiowania przez Rosję białoruskiej gospodarki – mówi „Rz” Suzdalcew . Jego zdaniem to właśnie obawa przed ostrą reakcją Moskwy zadecydowała o tym, iż Łukaszenko nie odważył się na podróż do Czech.
Według źródeł dyplomatycznych jest to również efektem inicjatywy Polski i Czech. MSZ w Warszawie uważa bowiem, że w przypadku Białorusi można mówić o otwarciu, ale nie o pełnej współpracy. Szczebel wicepremiera, który reprezentuje Białoruś w Pradze, jest więc odpowiedni.