Unia oferuje natomiast konkretną pomoc w budowie demokratycznych instytucji, wspierania przedsiębiorstw czy unowocześniania sektora energetycznego. Na to może pójść wspomniane 600 mln euro, ale także pieniądze od państw członkowskich, np. Polski, Niemiec czy Szwecji. Unia ma też nadzieję, że Partnerstwo zmusi te kraje do współpracy w regionie, bo promowane będą wspólne projekty. Docelowo między Wschodem a UE ma powstać strefa wolnego handlu.
Polska zamierza pilnować, by Partnerstwo Wschodnie nie zamieniło się w puste obietnice, dlatego zadbała, by było ono prowadzone przez Komisję Europejską. Inaczej niż Unia Śródziemnomorska, która po szumnej inauguracji nie doczekała się konkretów. Z inicjatywy Jacka Saryusza-Wolskiego, przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego, od września rusza też wspólne zgromadzenie parlamentarne UE i Partnerstwa, nazwane Euronest. Polski eurodeputowany namawia też do stworzenia stanowiska komisarza ds. Partnerstwa Wschodniego. – To może być teka razem z rozszerzeniem, czy razem z polityką sąsiedztwa, czy razem z Unią Śródziemnomorską – wyliczał w rozmowie z „Rz”.
Nie wszyscy przywódcy UE potraktowali szczyt jako historyczne wydarzenie. Aż cztery z pięciu największych państw UE – Wielka Brytania, Francja, Hiszpania i Włochy – były reprezentowane w Pradze przez polityków niższej rangi. Brak wielkich spotkał się z krytyką czeskiego rządu. Alexander Vondra nazwał to „złym sygnałem”. Czeski wicepremier szczególnie ostro skrytykował prezydenta Sarkozy’ego. Zarzucił mu imperialny styl i podkopywanie wiarygodności czeskiego przewodnictwa w UE. Honor wielkich uratowała Angela Merkel, stawiając się osobiście w Pradze. Ale i ona, podobnie jak Donald Tusk czy premierzy Holandii i Francji, wyjechała z Pragi wcześniej, nie czekając na kolację wydaną przez eurosceptycznego prezydenta Czech Vaclava Klausa.
[ramka][srodtytul]Opinie[/srodtytul]
[b]Andrej Sannikau, lider ruchu obywatelskiego Europejska Białoruś[/b]
Bardzo dobrze, że Aleksander Łukaszenko nie pojechał na szczyt w Pradze. To moim zdaniem zasługa zarówno białoruskiej opozycji, jak i naszych przyjaciół w Europie. Trudno jest też przecenić znaczenie przystąpienia Białorusi do programu Partnerstwa Wschodniego. Jestem jednak przekonany, że za rządów Łukaszenki nasz kraj nie będzie mógł efektywnie wykorzystać możliwości, jakie daje ta inicjatywa UE. Natomiast w perspektywie demokratycznemu kierownictwu, które – mam nadzieję – jednak się na Białorusi pojawi, Partnerstwo Wschodnie otworzy możliwość realizowania korzystnych dla moich rodaków projektów wspólnie z Unią Europejską.Z Łukaszenką nie będzie to możliwe, dyktator traktuje bowiem Partnerstwo Wschodnie jako instrument umożliwiający mu dostęp do zachodnich kredytów i subsydiów. Nie oznacza to jednak, że Unia nie powinna wykorzystywać udziału Białorusi w Partnerstwie Wschodnim do nawiązania jak najściślejszych kontaktów z trzeźwo myślącymi ludźmi z otoczenia Łukaszenki oraz z białoruskim społeczeństwem obywatelskim. UE nie powinna natomiast przyjmować reguł gry Łukaszenki, który chce wykorzystać otwarcie się Europy na Białoruś również do swoich, przez nikogo niekontrolowanych, a niebezpiecznych dla białoruskiej państwowości gier z Rosją.