– Dobra koniunktura ekonomiczna w Ameryce XXI wieku będzie zależeć od bezpieczeństwa w cyberprzestrzeni – mówił w piątek amerykański przywódca. Dodał, że choć przewaga technologiczna jest kluczem do amerykańskiej dominacji militarnej, to wojskowe i rządowe sieci komputerowe są stałym celem ataków.
– Al Kaida i inne grupy terrorystyczne już zapowiedziały, że chcą dokonać cyberataku na nasz kraj – mówił Barack Obama, podkreślając, że Stany Zjednoczone nie są gotowe na obronę przed „bronią masowego zamętu”. Prezydent USA od razu uspokoił jednak miliony amerykańskich internautów: „Od teraz sieci komputerowe, od których zależy nasze codzienne życie, będą traktowane tak, jak być powinny, czyli jak zasoby strategiczne”.
Obama, który przejdzie do historii m.in. jako pierwszy prezydent, który nie rozstaje się ze swym BlackBerry, doskonale zdaje sobie sprawę z cyberzagrożeń. Sam padł ofiarą hakerów, którzy w zeszłym roku włamali się do komputerów jego sztabu wyborczego, zdobywając informacje dotyczące m.in. planów podróży wówczas jeszcze kandydata na prezydenta.
Po wyborach Obama podszedł do cyberzagrożeń bardzo poważnie. Przegląd tak zwanej Narodowej Inicjatywy Cyberbezpieczeństwa, czyli specjalnego programu walki z przestępczością w Internecie stworzonego pod koniec rządów George’a W. Busha, zarządził ponad dwa miesiące temu. W piątek Biały Dom przedstawił wyniki tego przeglądu: 40-stronicowy raport zawierający m.in. propozycje zmian.
Jedną z najważniejszych jest stworzenie urzędu cybercara, czyli wysokiego rangą urzędnika przy Białym Domu, którego zadaniem będzie koordynacja walki z atakami na amerykańskie sieci komputerowe. Cybercar będzie członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie.