W Kanadzie trwa zamęt wokół niedawno ujawnionego e-maila dotyczącego śmierci Roberta Dziekańskiego. 14 października 2007 r. do Polaka, który wiele godzin bezskutecznie próbował wydostać się z lotniska Vancouver, podeszli policjanci. Jak później twierdzili, Dziekański zachowywał się groźnie – musieli więc użyć paralizatora. W efekcie Polak zmarł. E-mail ujawnia, że policjanci od początku mieli zamiar zastosować paralizator.
Jak napisała gazeta „Vancouver Sun”, „dokument sugeruje, że czterej funkcjonariusze popełnili krzywoprzysięstwo, a wyżsi rangą oficerowie zatuszowali sprawę”. E-mail wysłany przez jednego z szefów Królewskiej Kanadyjskiej Policji Konnej (RCMP) do innego wskazuje, że zachowanie policjantów wcale nie było reakcją na „grożącego im zszywaczem” Dziekańskiego, lecz celowym, z góry zamierzonym działaniem.
E–mail został dostarczony wraz z innymi dokumentami do federalnego Departamentu Sprawiedliwości już w kwietniu, lecz – jak twierdzą urzędnicy – przez pomyłkę przeczytano go dopiero teraz. „Tylko idiota mógłby nie zauważyć wagi takiego listu” – napisał „Vancouver Sun”. A lokalny portal Opinion 250 z Kolumbii Brytyjskiej podsumował: „wiarygodność RCMP spadła do poziomu sedesu”.
Policja robi wszystko, by przerwać prace komisji Braid-wooda (jej działalność i tak odroczono do września). Gdy to wydanie „Rz” oddawaliśmy do druku, sędzia Sądu Najwyższego Kolumbii Brytyjskiej Arne Silverman miał wydać decyzję, czy komisja ma prawo oceniać pracę funkcjonariuszy RCMP.
Zdaniem adwokatów reprezentujących RCMP komisja jest instytucją powołaną przez prowincję Kolumbia Brytyjska. Jak oświadczył prawnik jednego z policjantów Ravi Hira, ewentualne zarzuty mogą dotyczyć naruszenia prawa karnego i przepisów regulujących dyscyplinę w RCMP – a jest to przedmiotem jurysdykcji federalnej.