Lekcja Ganleya

Declan Ganley zarzucał europejskim przywódcom brak wizji. To nie mogło się podobać, bo zakłócało komfort i podważało oficjalną linię, zgodnie z którą europejskie elity działają zawsze dla dobra obywateli, choć ci są za głupi, aby to pojąć – pisze publicysta

Aktualizacja: 24.06.2009 09:21 Publikacja: 24.06.2009 01:23

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha

Foto: Rzeczpospolita

Libertas Polska zdobył w ostatnich wyborach niespełna 1,5 proc. głosów. Twórca Libertasu, Irlandczyk Declan Ganley, który sam dostał w swoim kraju jedynie około 60 tys. głosów, ogłosił, że wycofuje się z polityki. Partie mainstreamu triumfują: to koniec szkodliwego przeciwnika Unii Europejskiej.

[srodtytul]Przecież wszyscy wiedzą...[/srodtytul]

Tyle że Ganley wcale nie był wrogiem Unii, a jego poglądy w wielu punktach były rozsądne i godne dyskusji. Miały jednak tę wadę, że kwestionowały prawo do wytyczania kierunku integracji europejskiej, jakie same przyznały sobie europejskie elity. Za to musiała Ganleya spotkać kara w postaci dorobienia mu gęby nieodpowiedzialnego politycznego terrorysty.

Na hasło „Ganley” europejski – w tym polski – salon reagował automatycznie odzewem „obrzydliwy eurosceptyk, na zlecenie CIA dążący do rozbicia wspaniałego projektu Unii Europejskiej”. Oskarżenia o współpracę z CIA nie zostały nigdy poparte choćby śladem dowodu, pomijając już fakt, że gdyby miały być prawdziwe, musiałyby oznaczać, iż administracja George’a W. Busha poprzez swój aparat wywiadowczy chciała rozbicia UE.

Jest to hipoteza tego samego gatunku co twierdzenie, że wieże World Trade Center wysadzili w powietrze amerykańscy Żydzi. Jednak mimo jej niedorzeczności powtarzano ją po wielekroć. Jak widać, teorie spiskowe są dobre, gdy za ich pomocą można zaatakować szczególnie nielubianego przeciwnika.

Stereotypy o rzekomych poglądach Ganleya królowały w wielu polskich mediach. Przyjęły się tak świetnie, że gdy tu i ówdzie ktoś napomykał, iż Ganley jest na przykład zwolennikiem europejskiej federacji, wywoływało to niedowierzanie i skrajne zdziwienie. Jak to? „Wszyscy wiedzą”, że Ganley jest przeciwko Unii Europejskiej.

A przecież poznanie autentycznych poglądów Irlandzkiego biznesmena nie było trudne. Wystarczyło dotrzeć do tekstu któregoś z jego wystąpień (dostępnych na stronie Libertasu) czy sięgnąć po zbiór wywiadów „The Fight for Democracy”, przeprowadzonych przez irlandzkiego dziennikarza Bruce’a Arnolda.

[srodtytul]Klasę wyżej od polskich polityków[/srodtytul]

W Polsce Declan Ganley sam ściągnął sobie na głowę problemy wizerunkowe, wiążąc się z ludźmi, mówiąc delikatnie, nie traktowanymi przez polityczny główny nurt ani publiczność poważnie. Te związki mogły częściowo wynikać ze słabej orientacji Ganleya w polskiej polityce, a częściowo z braku innych możliwości.

Dodatkowo zaszkodził mu pozornie korzystny układ jego polskich politycznych przyjaciół z telewizją publiczną. Histeria, jaką wywoływała działalność Piotra Farfała (owocująca choćby poronionym pomysłem bojkotu TVP w majowy weekend), obowiązkowa niechęć, jaką Farfał budził w Platformie, oraz polityczna wrogość, jakiej doświadczał ze strony PiS, którego stan posiadania w TVP został zredukowany niemal do zera – wszystko to sprawiało, że choć Libertasu było na antenie telewizji bardzo dużo, nikt nie słuchał, co jego przedstawiciele mają do powiedzenia.

Inna sprawa, że nie sposób porównywać wypowiedzi Artura Zawiszy, Ryszarda Bendera czy Anny Sobeckiej z wypowiedziami Declana Ganleya. Ganley w sposobie przekazywania poglądów, zachowaniu wobec publiczności, klarowności wywodu i zdolności porywania zebranych plasuje się klasę wyżej niż niemal wszyscy polscy politycy, włącznie z liderami głównych partii i członkami polskiego oddziału Libertasu na czele – co wie każdy, kto miał okazję słuchać go na żywo.

Niestety, aby docenić tę cechę i zrozumieć prezentowane poglądy, trzeba było dobrze posługiwać się angielskim oraz mieć sposobność wysłuchania samego lidera Libertasu. Nie było więc szans, żeby sam Ganley dotarł ze swoim przesłaniem do Polaków.

[srodtytul]Jak to z traktatem było[/srodtytul]

A było to przesłanie ciekawe i zawierające pytania, od których europejskie elity najchętniej uciekają. Ganley nigdy nie był przeciwnikiem integracji europejskiej ani Unii jako takiej. Przeciwnie – otwarcie stwierdzał, że eurosceptycy walczący z UE zdecydowanie się mylą, a Europa we współczesnym świecie ma szansę tylko jako zjednoczony organizm polityczny. Tym, co wywoływało jego sprzeciw, był coraz drastyczniejszy deficyt demokracji.

„Deficyt demokracji” nie jest zresztą pojęciem wyklętym na europejskich salonach. Eurobiurokracja traktuje narzekanie na niego jako jeden z elementów swojej „jazdy obowiązkowej”, przy czym nie robi literalnie nic, aby się z nim uporać.

Sztandarowym przykładem takiego działania był traktat konstytucyjny, pierwowzór traktatu lizbońskiego. Formalnie jego projekt przygotowywał Konwent Europejski, w którym mieli swoje miejsce przedstawiciele parlamentów i rządów wszystkich państw członkowskich, a także kandydujących, do których wówczas należała Polska.

Unia prowadziła różne działania mające na celu pozorne zbliżenie projektu do ludzi: spotkania w terenie z członkami Konwentu czy dyskusje w Internecie. W istocie wpływ opinii publicznej, a nawet członków Konwentu na projekt konstytucji UE był niemal zerowy.

Traktat konstytucyjny okazał się autorskim projektem przewodniczącego Konwentu, byłego prezydenta Francji Valery’ego Giscarda d’Estaing, typowego przedstawiciela unijnej elity, której Ganley nie bez powodu zarzuca arogancję i pogardę dla przeciętnych obywateli.

Konstytucja okazała się niestrawnym, opasłym dokumentem (ponad 270 stron), który został odrzucony w głosowaniach przez obywateli Francji i Holandii. Wówczas jednak nie naciskano na oba te kraje

– tak jak później na Irlandię – aby przeprowadziły kolejne referenda.

W zamian za to postanowiono nazwać konstytucję UE inaczej i dokonać paru kosmetycznych zmian, po czym przedstawić ją jako świeży projekt. Tak powstał traktat lizboński, nad którym już ani we Francji, ani w Holandii nie głosowano.

[srodtytul]Nie poświęcać demokracji[/srodtytul]

Komentując referenda w obu wspomnianych krajach, brytyjski „The Economist” przedstawił celny opis sposobu, w jaki Unia wyznacza kierunek swego rozwoju. Otóż – pisał autor felietonu w dziale „Charlemagne” – projekty rozwoju UE wcale nie powstają w gabinetach politycznych rządów państw członkowskich, ale wychodzą od unijnej biurokracji. Ta zaś, niemająca demokratycznego mandatu i nieodpowiadająca przed wyborcami, idzie własnym rozpędem.

Ewentualny opór ze strony krajów członkowskich albo – w razie referendów – ich społeczeństw nie robi na niej wrażenia. Odrzucone pomysły są wyciągane z kosza, inaczej opakowywane i sprzedawane kolejny raz. I tak do skutku. Jak w jednym z odcinków „Hotelu Zacisze”, gdy Basil Fawlty, grany przez Johna Cleese’a, podawał gościowi dwa razy tę samą butelkę skwaśniałego wina, zmieniając na niej tylko naklejkę.

Declan Ganley protestował przeciwko takiemu sposobowi postępowania z obywatelami Unii. Wskazywał, że za ogromną liczbą ważnych decyzji, dotyczących wszystkich obywateli UE, stoi właśnie eurobiurokracja, której nikt z tych decyzji nie rozlicza i której nikt nie wybiera. Protestował przeciwko sposobowi, w jaki postanowiono narzucić Irlandii traktat lizboński.

A był to sposób dokładnie taki, jak opisywał parę lat wcześniej „The Economist”, tyle że wszystko odbyło się znacznie brutalniej i bez subtelności. Dowiedzieliśmy się, że jeden z mniejszych narodów Unii nie ma prawa powiedzieć „nie”, gdy nie jest to na rękę europejskiej elicie. I znów „The Economist” zwracał uwagę, że chyba nie po to urządza się referendum, żeby usłyszeć jedynie słuszny rezultat.

Ganley był realistą – nie idealizował demokracji. Przyznawał, że gdyby Unia miała działać naprawdę w zgodzie z jej regułami, to proces podejmowania strategicznych decyzji byłby zapewne znacznie wolniejszy. Ale stawiał fundamentalne pytanie: czy efektywność tego procesu może usprawiedliwiać praktycznie zerwanie łączności między wolą ludu a decyzjami elity? I odpowiadał: nie, dla pragmatycznych przyczyn nie wolno poświęcać demokracji i przejrzystości.

[srodtytul]Poza wszelką kontrolą[/srodtytul]

Ganley mówił jeszcze sporo innych rzeczy, które mogły być irytujące dla brukselskiego establishmentu. Wskazywał na przykład na nonsensy wspólnej polityki rolnej, której konstrukcja pozwala pobierać ogromne dotacje piosenkarzowi Eltonowi Johnowi, albo przypominał, że w Brukseli działają tysiące niezarejestrowanych lobbystów, którzy załatwiają interesy swoich mocodawców z nieprzejrzystą unijną biurokracją.

No i zarzucał europejskim przywódcom brak wizji. To nie mogło się podobać, bo zakłócało komfort i podważało oficjalną linię, zgodnie z którą europejskie elity działają zawsze dla dobra obywateli, choć ci są za głupi, aby to pojąć.

Nie mogły się podobać ataki na Komisję Europejską, działającą bez śladu demokratycznego mandatu, ani na Europejski Trybunał Sprawiedliwości jako instytucję nie tyle interpretującą, co raczej tworzącą prawo i pozostającą poza wszelką kontrolą.

Wbrew temu, co chcieliby nam wmówić przedstawiciele także polskiego politycznego mainstreamu, wszystko to były dobrze uargumentowane i absolutnie zasadne pytania i wątpliwości, od których Unia od lat ucieka. To, że Declan Ganley postanowił zejść z politycznej sceny, nie znaczy, że powinniśmy o nich zapomnieć. Przeciwnie – tym bardziej warto je powtarzać i stanowczo domagać się odpowiedzi.

[i]Autor jest publicystą dziennika „Fakt”[/i]

Libertas Polska zdobył w ostatnich wyborach niespełna 1,5 proc. głosów. Twórca Libertasu, Irlandczyk Declan Ganley, który sam dostał w swoim kraju jedynie około 60 tys. głosów, ogłosił, że wycofuje się z polityki. Partie mainstreamu triumfują: to koniec szkodliwego przeciwnika Unii Europejskiej.

[srodtytul]Przecież wszyscy wiedzą...[/srodtytul]

Pozostało 96% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1026
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022