To finał głośnej sprawy, która kilka miesięcy temu rozegrała się w środowisku czeskich socjaldemokratów. – Ta historia wyraźnie pokazała powiązania polityków ze światem przestępczym. Sprawiła również, że Czesi, którzy mają bardzo małe zaufanie do polityków, przestali im ufać jeszcze bardziej – mówi „Rz” Petr Mach, szef Partii Wolnych Obywateli.
Do tragedii doszło w październiku ubiegłego roku, na tydzień przed wyborami do Senatu. W samym centrum Pragi, w restauracji Monarch, odbywała się promocja książki byłego premiera i lidera socjaldemokratów Jirziego Paroubka pt. „Republika Czeska, Europa i świat widziane oczami socjaldemokraty”. Uczestniczyło w niej dwóch znajomych byłego szefa rządu o niezbyt jasnej przeszłości – 56-letni Bohumir Duricko, właściciel hotelu w Pradze, oraz 40-letni biznesmen Jan Koczka, syn przyjaciela Paroubka, który w stolicy ma wielki lunapark.
Po promocji wielu gości zostało w restauracji. Pili drinki, gdy nagle Duricko i Koczka zaczęli się kłócić. Jak mówili świadkowie, spierali się, kto ma przy sobie więcej pieniędzy. Założyli się nawet o to, który z nich ma w kieszeni milion koron. W pewnym momencie Koczka uderzył Durickę w twarz. Ten wyciągnął broń i trzy razy strzelił w stronę przeciwnika. 40-letni Koczka zginął na miejscu.
– To bardzo dziwna historia. Politycy po obu stronach czeskiej sceny politycznej byli uwikłani w różne skandale, ale coś takiego nigdy wcześniej się nie wydarzyło – opowiada Mach.
Bo choć w chwili zabójstwa lidera socjaldemokratów nie było już w restauracji, media natychmiast zaczęły oskarżać go o powiązania ze światem przestępczym. O Koczce mówiono wprost, że był blisko z mafią i miał dziwne powiązania z rosyjskimi firmami. Wraz z ojcem miał przed laty pomagać Paroubkowi organizować kampanię wyborczą, a potem nawet mu doradzać. Z kolei Duricko był agentem komunistycznych służb. Obaj zostali wymienieni w słynnym w Czechach tajnym raporcie z 2006 roku, który dowodził, że socjaldemokraci mają powiązania ze światem przestępczym.