– Chcę być kanclerzem wszystkich obywateli, także tych, którzy nie głosowali na mnie ani na moją partię – oświadczyła Angela Merkel na spotkaniu z prasą. Takim kanclerzem była przez ostatnie cztery lata, zdobywając uznanie i poważanie większości obywateli. Cenili jej spokojny styl rządów, politykę małych kroków oraz umiejętność łagodzenia konfliktów. Czy może tak działać nadal, gdy udział w rządzeniu wywalczyli liberałowie z FDP? „Jeżeli pani kanclerz dalej będzie odgrywać rolę mateczki narodu, czekają ją kłopoty z FDP. Jeżeli przekształci się w żelazną damę, utraci poparcie społeczne” – tak dylemat Angeli Merkel przedstawia dziennik „Süddeutsche Zeitung”.
Do tej pory kanclerz miała znacznie łatwiejszą sytuację. Mogła się chować za plecami SPD, swych partnerów koalicyjnych w ostatnich czterech latach, tłumacząc przechył CDU na lewo koniecznością kompromisu z socjaldemokratami.
W nowej roli szefowej prawicowego rządu z partnerem koalicyjnym agresywnie liberalnym w sprawach gospodarczych będzie musiała – jak mówią Niemcy – „puścić farbę”, czyli pokazać, kim naprawdę jest. – Naszym kompasem jest społeczna gospodarka rynkowa – tłumaczyła kanclerz.
Niemiecki model gospodarki rynkowej inaczej pojmuje FDP i jej przewodniczący Guido Westerwelle. Związki zawodowe w obecnej postaci nie mają dla niego racji bytu, a państwo nie powinno „finansować lenistwa” niektórych obywateli. Z takim programem, złagodzonym nieco obietnicami państwowej pomocy dla najbardziej potrzebujących, liberałowie uzyskali w niedzielę najlepszy rezultat w historii.
– Na FDP oddali głosy wyborcy CDU niezadowoleni z lewicowego przechyłu chrześcijańskiej demokracji w ostatnich latach – tłumaczy „Rz” Arnulf Baring, politolog ceniony przez kanclerz Merkel. Jest przekonany, że wyborcy ci powrócą do CDU po korekcie kursu, co nie będzie trudne w koalicji z FDP.