Theresa May była w środę po południu przekonana, że uda jej się przetrwać wotum nieufności, o jakie wystąpił lider opozycji Jeremy Corbyn. Na to wskazywały deklaracje torysów i północnoirlandzkich unionistów, że staną murem za premier.
Jednak odwołanie rządu sprawy brexitu i tak by nie posunęło. Kenneth Clarke, weteran brytyjskiej polityki i minister w wielu rządach torysów, powiedział, że jego zdaniem dałoby się zbudować większość w parlamencie wokół trzypunktowego planu: trwałego utrzymania kraju w unii celnej z UE, przyjęcia rezolucji, że Wielka Brytania nie może wyjść ze Wspólnoty bez porozumienia oraz wystąpienia do Brukseli o odłożenie brexitu przynajmniej o kilka miesięcy.
– Zawsze byłem zwolennikiem integracji europejskiej, ale musiałem zmodyfikować przekonania. Apeluję do premier, aby i ona odeszła od czerwonych linii, jakie wyznaczyła w porozumieniu z Lancaster House – mówił Clarke.
Ale May natychmiast zgasiła nadzieję Clarke'a na przełom.
– Ten rząd uważa, że Wielka Brytania wyjdzie z Unii 29 marca. Odłożenie terminu jest możliwe za zgodą Brukseli. A ta na to nie przystanie, dopóki parlament nie określi jasnego planu wyjścia z Unii – oświadczyła premier.