Lech Wałęsa obali mur berliński z 2-metrowych kostek domina, który od kilku dni stoi w pobliżu Bramy Brandenburskiej. Ale to nie on – ani żaden inny spośród zaproszonych gości – jest głównym bohaterem obchodów 20-lecia upadku muru. W ich centrum znajduje się kanclerz Angela Merkel, doktor fizyki, urodzona w Hamburgu i wychowana w NRD córka pastora, członkini FDJ, czyli Wolnej Młodzieży Niemieckiej (FDJ). Uchodzi dziś za żywy symbol upadku systemu komunistycznego i końca zimnej wojny, choć nie miała z tamtymi wydarzeniami nic wspólnego.
– Gdy padał mur, byłam w saunie – opowiada grupie zagranicznych dziennikarzy zaproszonych na rozmowę przy kawie. Pamiętny czwartek 9 listopada 1989 roku zaczął się zwyczajnie. – Spieszyłam się rano do Akademii Nauk, gdzie rozpoczynałam pracę o 7.15. Do dziś nie mogę zrozumieć, jak można było zmuszać naukowców do pracy o tej porze – wspomina. Dzień w instytucie przebiegał jak wszystkie inne podczas tej burzliwej jesieni: każdy przynosił nowe informacje o nadludzkich staraniach władz państwa robotników i chłopów, by opanować sytuację.
[srodtytul]„Można wyjeżdżać”[/srodtytul]
O 16.30 35-letnia doktor Angela Merkel była już w swoim mieszkaniu na Schönhauser Allee. Włączyła telewizor i jednym okiem śledziła konferencję prasową Güntera Schabowskiego, członka Biura Politycznego SED, który ogłosił, że obywatele NRD mogą „od zaraz” wyjeżdżać za granicę. Granica była tylko jedna – 155-kilometrowy mur w Berlinie oraz 1400 km zasieków od lasów Turyngii po Bałtyk.
– Nie zrozumiałam dokładnie, o co mu chodziło – wspomina pani kanclerz. Władze NRD od tygodni zastanawiały się, jak zapobiec exodusowi obywateli przez Czechy, Węgry czy Polskę, przedstawiały mroczne projekty regulacji paszportowych, które społeczeństwo uznawało za mydlenie oczu. Także Angela Merkel. Zadzwoniła do matki, która zrozumiała więcej. – Oznacza to, że niedługo zjemy obiad w Kempińskim – powiedziała córce. Kempiński to słynny hotel na centralnym bulwarze Berlina Zachodniego, symbol luksusu i dobrobytu. Po tej rozmowie Angela – jak w każdy czwartek – poszła z przyjaciółką do sauny. Gdy z niej wyszły, przez przejście graniczne do Berlina Zachodniego na Bornholmer Strasse przelewał się tłum wschodnich Berlińczyków zaskoczonych, że zniknęły szlabany. Pchana przez tłum znalazła się po drugiej stronie. Ktoś dał jej puszkę piwa, ktoś inny zaproponował, by wyruszyć na Kurfürsterdamm. Rzuciła okiem na hotel Kempiński. Nad ranem, wyczerpana nocną eskapadą, wróciła do mieszkania w NRD.