Zdanie to wygłaszali wszyscy niemieccy politycy odwiedzający państwo żydowskie. Jednak w ustach nowego szefa niemieckiej dyplomacji miało szczególny wydźwięk.
Tuż przed wizytą Guido Westerwellego gazeta „Jerusalem Post” przypomniała o historii „problematycznego uwikłania” jego partii FDP w kampanię antysemicką siedem lat temu. Jürgen Möllemann, ówczesny zastępca Westerwellego w kierownictwie FDP, prowadził kampanię wyborczą do Bundestagu, krytykując Izrael i rozsyłając propalestyńskie ulotki skierowane do 3 mln niemieckich muzułmanów, licząc na ich głosy. Wywołało to w Niemczech szok, nie mówiąc o reakcjach w Izraelu.
– W Niemczech rozprzestrzenia się antysemityzm – usłyszał wtedy Westerwelle od premiera Ariela Szarona w Izraelu, dokąd udał się z przeprosinami i wyjaśnieniami.
W czasie obecnej wizyty atmosfera była inna. –Nie sądzę, aby Westerwelle był kiedykolwiek antyizraelski – wyjaśnił swym rodakom Awi Primor, były izraelski ambasador w Berlinie.
Izraelskie media, z wyjątkiem „Jerusalem Post”, nie przypomniały wydarzeń sprzed lat. Cytowały jedynie słowa Ruprechta Polenza, deputowanego CDU i byłego szefa komisji spraw zagranicznych Bundestagu, który w jednym z wywiadów ostrzegł Izrael przed próbą popełnienia „politycznego samobójstwa”. Miał na myśli proces żydowskiego osadnictwa na ziemiach palestyńskich.