– Dajemy Szkotom historyczną szansę wypowiedzenia się na temat swojej przyszłości – ogłosił Alex Salmond, szef szkockiego rządu i lider Szkockiej Partii Narodowej (SNP). Szkoci mają dostać do wyboru cztery możliwości: utrzymanie status quo, zwiększenie uprawnień lokalnego parlamentu, uzyskanie niezależności finansowej oraz całkowitą niepodległość.
Pierwszym krokiem do zorganizowania referendum, który opisano w tzw. białej księdze, jest przyjęcie odpowiedniej ustawy przez lokalny parlament. Zgodnie z planem rządu ustawa ma być poddana pod głosowanie na początku roku, aby referendum mogło się odbyć do końca 2010 roku.
Nacjonaliści, którzy wygrali ostatnie wybory, musieli jednak utworzyć rząd mniejszościowy i nie mają wystarczającego poparcia dla swoich planów. Salmond zapowiada, że jeśli ustawy nie uda się przyjąć, jego ugrupowanie ze sprawy referendum uczyni główne hasło wyborcze kampanii w 2011 roku.
– Nacjonaliści obiecali, że będą zabiegać o prawo obywateli do referendum, i chcą pokazać, że dotrzymują słowa. Teraz szanse na przyjęcie ustawy są niewielkie, bo pozostałe partie tego nie chcą. Ale w następnych wyborach nacjonaliści mogą zdobyć większe poparcie i wtedy ją przegłosują – mówi „Rz” Paul Cairney, politolog z Uniwersytetu w Aberdeen.
Szkocja, niegdyś odrębne królestwo, pozostaje w unii z Anglią na mocy traktatu z 1707 roku. W 1999 roku rządzący Wielką Brytanią laburzyści przyznali Szkocji, Walii i Irlandii Północnej prawo do wybierania lokalnego parlamentu. Lokalne władze same decydują o sprawach dotyczących oświaty, kultury i służby zdrowia. Szkoccy nacjonaliści mają jednak za złe premierowi Gordonowi Brownowi (który sam jest Szkotem), że nie zwiększył autonomii regionu.