Ministrowie obrony 28 państw Sojuszu Północnoatlantyckiego obradowali przez dwa dni w Brukseli o tym, jak stawić czoło kryzysowi gospodarczemu. Zgodzili się na wstrzymanie części inwestycji i rozłożenie w czasie kolejnych, co da oszczędności rzędu 1,5 mld euro. Część państw sama rezygnuje z inwestycji, bo każda wymaga wkładu własnego, co przy napiętych budżetach jest problemem. Polska o oszczędności nie prosiła, dotkną tylko opóźnienia w realizacji dwóch projektów, co daje oszczędność niespełna 14 mln euro.

Dotychczasowe decyzje to wciąż za mało, by zrównoważyć budżet. Dlatego sekretarz generalny proponuje likwidację niektórych agencji, komitetów, a nawet dowództw. Polski to nie dotyczy, bo na razie nie jesteśmy bardzo obecni w strukturze Sojuszu. Mamy tylko centrum szkolenia (JFTC) w Bydgoszczy, ale – zdaniem Bogdana Klicha – nie jest ono zagrożone. Podlega bowiem pod stosunkowo nowe i bardzo potrzebne w misjach ekspedycyjnych Sojuszu dowództwo transformacyjne w Norfolk w USA. A ono na pewno się ostanie.

– Nasze poparcie dla dalszych cięć budżetowych zależy od tego, czy nie zostanie naruszona zdolność bojowa Sojuszu. Zarówno do obrony jego granic, jak i wysyłania misji ekspedycyjnych – powiedział polski minister obrony. Przypomniał, że jest ona obecnie definiowana jako możliwość równoległego prowadzenie dwóch dużych i czterech mniejszych operacji wojskowych.

Sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen poinformował też o owych wyliczeniach dotyczących tarczy antyrakietowej. Zdaniem Rasmussena połączenie istniejących narodowych komponentów (w Holandii, Hiszpanii, Francji, Włoszech i Niemczech) z planowanymi inwestycjami amerykańskimi w Europie Środkowej i Wschodniej będzie kosztowało nie więcej niż 200 mln euro. Jak przekonywał, za taką kwotę uda się stworzyć wspólny system dowodzenia i łączności, który umożliwi obronę antyrakietową całego kontynentu przed rakietami krótkiego i średniego zasięgu.