Jeszcze przed rozmową w Białym Domu Cameron bronił w Waszyngtonie koncernu naftowego BP przed zarzutami związanymi z wypuszczeniem na wolność w ubiegłym roku libijskiego agenta Abdelbasseta al Megrahiego.
Według części amerykańskich kongresmenów brytyjski koncern prowadzący interesy w Libii wywierał naciski na rząd w Londynie, by uwolnił Libijczyka współodpowiedzialnego za zamach nad Lockerbie w 1988 roku, w którym zginęło 270 osób, w tym 189 Amerykanów.
– Powiedzmy sobie jasno, kto wypuścił Megrahiego. To nie była decyzja BP. To była decyzja szkockich ministrów – mówił Cameron amerykańskim dziennikarzom. – Megrahi powinien umrzeć w więzieniu – podkreślał.
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom David Cameron zgodził się na spotkanie z czterema senatorami, którzy prowadzą kampanię przeciwko brytyjskiemu koncernowi. Jak tłumaczył premier, decyzja szkockich władz była „krańcowo zła”, ale ówczesny brytyjski rząd nie mógł w tej sprawie niczego zrobić, prawo bowiem pozostawia tego rodzaju rozstrzygnięcia w wyłącznej gestii Szkocji.
Wypuszczając z więzienia terrorystę, władze szkockie powoływały się na względy humanitarne. Lekarze twierdzili wtedy, że choremu na raka Megrahiemu pozostały najwyżej trzy miesiące życia. Od momentu jego uwolnienia upłynęło jednak już dziewięć miesięcy, a Libijczyk nadal żyje.