Departament Sprawiedliwości prowadzi właśnie śledztwo w sprawie kilkuset agentów FBI podejrzanych o ściąganie podczas ważnego egzaminu dotyczącego procedur inwigilacji obywateli i wszczynania dochodzenia bez dowodów, że popełniono przestępstwo. Szef FBI Robert Mueller powiedział w Kongresie, że nie zna jeszcze dokładnej liczby osób, które oszukiwały podczas testów. Wiadomo jednak, iż praktycznie w całych Stanach Zjednoczonych zdarzały się przypadki, gdy agenci rozwiązywali testy w grupach lub kończyli egzamin w podejrzanie krótkim czasie. W Karolinie Południowej pracownicy biura wydrukowali sobie testy wcześniej, i to z nich uczyli się do egzaminu.

Obowiązek przetestowania agentów nałożył na FBI Kongres, a potem przyznał pracownikom biura więcej swobody w prowadzeniu inwigilacji. Afera zaś wybuchła akurat w momencie, gdy administracja prezydenta Baracka Obamy zaczęła przekonywać, że FBI powinno w niektórych przypadkach bez pytania o zgodę sądu móc kontrolować e-maile obywateli i sprawdzać historię ich aktywności w Internecie. Część amerykańskich komentatorów z nieufnością podchodzi do tej zmiany, zauważając, że nowe uprawnienia zyskają między innymi tacy agenci, którzy ściągali na egzaminie. Jednak gdyby Biały Dom zwolnił FBI z konieczności przestrzegania jakichkolwiek procedur, to żaden agent nie musiałby już oszukiwać na trudnych testach.

[i]Jacek Przybylski z Waszyngtonu[/i]