Do Pekinu Janukowycz zabrał liczną delegację. Biznesmeni zainteresowani współpracą z Państwem Środka wynajęli dwa samoloty, bo nie zmieścili się na pokładzie rządowego airbusa. Szef administracji prezydenta pytany przez dziennikarzy, dlaczego pierwsza dama została w domu, odpowiedział: „Były pewne zastrzeżenia...
Protokoły przewidują wyjątki. Udział żony w wizytach nie jest obowiązkowy”. 60-letnia Ludmyła nie towarzyszyła mężowi także podczas jego wcześniejszych wyjazdów do Brukseli, Moskwy i Berlina. Taras Czornowił, były szef sztabu wyborczego Janukowycza, przewidział niegdyś, że podczas wizyt panią Ludmyłę zastąpią „pierwsze techniczne damy z administracji głowy państwa”.
– W ZSRR obecność żon u boku dygnitarzy nie była mile widziana. Krytykowany z tego powodu był Michaił Gorbaczow, który zabierał Raisę w podróże. Janukowycz ma postsowiecki elektorat, który zaakceptuje nieobecność jego żony w życiu publicznym – mówi „Rz” Wiktor Czumak, szef Międzynarodowego Centrum Badań Perspektywicznych w Kijowie. O tym, że żona Janukowycza nie zamierza się udzielać publicznie, było wiadomo jeszcze przed drugą turą wyborów prezydenckich w lutym, której faworytem był przywódca Partii Regionów. W wywiadach dla prasy Janukowycz mówił, że druga połówka zajmie się prowadzeniem domu i wychowaniem wnuków.
Taras Czornowił krytykował przywódcę za takie poglądy i twierdził, że „naśladuje białoruskiego prezydenta Aleksandra Łukaszenkę, który ukrył żonę w kołchozie, dał jej krowę w prezencie i nigdzie jej nie wypuszcza”. – Łamanie protokołu jest niewybaczalne – tłumaczył były współpracownik Janukowycza.
Zdaniem ekspertów jest także inny problem z wyjazdami pani Ludmyły – jej reprezentacyjność. – Musiałaby przejść przyśpieszony kurs, by poznać maniery pierwszych dam i wiedzieć, jak się zachowywać – zaznacza Wiktor Czumak.