Kiedy dwa lata temu Fernando Lugo został w wieku 57 lat prezydentem Paragwaju (rok wcześniej zrzucił sutannę, by móc się ubiegać o urząd), do mediów zaczęły się zgłaszać młode kobiety, które napotkał na swej drodze jeszcze jako kościelny dostojnik. Pokazywały chłopców w różnym wieku i mówiły, że to owoc ich romansu z prezydentem.
I tak okazało się, że Lugo ma synka z młodszą o 31 lat Vivianą Carillo, z którą podobno zaczął sypiać, gdy miała 16 lat. Prezydent przyznał się do tego dziecka, płaci na nie alimenty. Następna zgłosiła się Benigna Leguizamón, była służąca z diecezji San Pedro, której biskupem był Lugo. Mówiła, że to niesprawiedliwe, by jej Lucas Fernando żył w biedzie, skoro tatuś jest prezydentem. Groziła sądem, ale potem się z tego wycofała i sprawa przycichła. Bardziej wytrwała była Hortensia Morán, dyrektorka sierocińca, niegdyś współpracująca z diecezją San Pedro. “Mój syn Juan Pablo jest owocem związku z Fernandem Lugo” – oznajmiła mediom.
Ponieważ prezydent tym razem protestował, wystąpiła na drogę sądową. Sąd zarządził testy DNA. Pierwszy wykluczył ojcostwo Lugo, drugi potwierdził, że to nie jest jego syn. Pani Morán nie daje jednak za wygraną. Ponieważ w sierpniu u prezydenta wykryto raka i jest poddawany chemioterapii, kobieta przekonuje, że leczenie mogło zafałszować wynik badań DNA.
Fernando Lugo wstąpił do seminarium w wieku 20 lat. Sześć lat później otrzymał święcenia kapłańskie. Wysłany na misję do Ekwadoru, zetknął się tam z silnie zabarwioną ideologią marksistowską teologią wyzwolenia. Lewicowe poglądy zachował jako biskup San Pedro. Z powodu aktywnego zaangażowania w politykę Watykan przeniósł go do stanu świeckiego.