Podczas pierwszego przesłuchania 89-letni były minister bronił swojego stanowiska w sprawie represji wobec uczestników antysowieckiego powstania z 1956 r. – podał dziennik „Magyar Nemzet”. Bela Biszku odgrywał kluczową rolę w prześladowaniach powstańców w latach 1956 – 1961, wywierając m.in. nacisk na sądy, by wydawały jak najwięcej wyroków śmierci. W niedawnym wywiadzie dla telewizji Duna uznał on swoje ówczesne działania za właściwe, podkreślając, że władza musiała zdławić kontrrewolucję.
– Wszystko wskazuje na to, że Biszku stanie przed sądem, z czego się bardzo cieszę – mówi „Rz” Fruzsina Skrabski, autorka filmu o byłym ministrze „Zbrodnia bez kary”.
Fruzsinie Skrabski i Tamásowi Novákowi dzięki podstępowi udało się zrobić dokument o Biszku. Przez lata odmawiał rozmów z mediami. Dokumentaliści udali, że robią film o rodzinnej miejscowości byłego ministra – Márokpapi. Biszku zgodził się na występ i zaczął się z nimi spotykać. Ani się spostrzegł, jak został wciągnięty w dyskusję o swej karierze we władzach.
Autorzy filmu zawieźli wreszcie byłego dygnitarza do jego rodzinnej miejscowości na odpowiednio przez nich zaaranżowane „spotkanie z mieszkańcami”. Salę ustroili gadżetami z dawnych czasów. – Znaleźliśmy w knajpie miejscowych, którym zapłaciliśmy za przyjście. Główną rolę odegrało jednak czworo naszych znajomych, którzy wmieszali się w tłum z przygotowanymi przez nas pytaniami – opowiada „Rz” Novák.
Po serii pytań o dawnym życiu w Márokpapi były szef MSW rozluźnił się i wtedy do akcji przystąpiła tajna ekipa. Wyciągali dokumenty z lat 50., pytając o 30 tysięcy uwięzionych, 300 skazanych na śmierć i o 16-latka, którego trzymano w więzieniu do 18. urodzin, by można go było powiesić. Cytowali też wypowiedzi Biszku w rodzaju „sądy są za łagodne” albo „mamy za mało wyroków śmierci”.