Dlaczego słonie w zoo wschodniego Berlina są mniejsze niż w zoo w zachodniej części miasta? Dlaczego nie można opakować płótnem berlińskiego teatru z czasów NRD jak to zrobił Christo z Reichstagiem? Kto to jest Jochen Wolff i czym jest „Super illu”? – takimi tematami zajmują się niemieckie media w 20. rocznicę zjednoczenia kraju.
Przy okazji poprzednich okrągłych rocznic było inaczej. Zastanawiano się raczej, czy Niemcy się kiedykolwiek zrosną i kiedy w końcu Ossi przestaną narzekać na swój ciężki los i zaczną cenić dobrodziejstwa zjednoczenia. – Dostrzegam różnicę w tonie tegorocznej debaty. To nas cieszy, bo mamy już powyżej dziurek w nosie zachodnich opinii, jacy to jesteśmy niezadowoleni, ciągle narzekamy, utyskujemy i z jaką nostalgią wspominamy dawne czasy – tłumaczy Thomas Schneider, emeryt z okolic Greifswaldu. Rozmawiamy w foyer berlińskiego Friedrichstadtpalast. Była to duma NRD.
[srodtytul]Teatr jak skansen [/srodtytul]
Friedrichstadtpalast szczyci się największą sceną teatralną świata (2,8 tys. mkw.). Pod sceną basen na hydraulicznych podnośnikach, wysuwana płyta lodowiska i najważniejszy rekwizyt, jakim są potężne schody, na których prezentują – niezmiennie od czasów NRD – swe długie nogi całe zastępy girls. NRD-owska świątynia rozrywki powstała ogromnym kosztem w ostatnich latach istnienia tego państwa.
Dzisiaj jest to prawdziwy skansen, w którym z każdego rogu wyziera nadal duch dawnego państwa robotników i chłopów. A to za sprawą takich bywalców jak Thomas Schneider i jego żona. On w nieco za dużym czarnym garniturze, ona w czarnej sukni z odpustową sztuczną różą na piersi. Podobnych par jest tutaj większość. Rewie w Friedrichstadtpalast są adresowane dla takiej właśnie publiki ściągającej na premiery z całych wschodnich Niemiec.