Emeryt musiał być bardzo zdziwiony, gdy na progu jego mieszkania w Wolfrathausen stanęła ekipa śledcza z prokuratury Nadrenii – Północnej Westfalii. – Śledztwo jest w początkowym stadium i nie ujawniamy na razie informacji – powiedział dziennikarzom prokurator Andreas Brendel.
Wiadomo jedynie, że mężczyzna służył w czasie wojny w dywizji „Hermann Göring”, która działała na terenie Polski. Wczesną wiosną 1945 roku podejrzany z Wolfrathausen miał rozstrzelać dziesięciu sowieckich jeńców wojennych, oblać ich ciała benzyną i spalić. Czy popełnił też zbrodnie na Polakach? Wyjaśnić ma to rozpoczęte właśnie śledztwo. Dywizja w 1944 r. walczyła bowiem z nadciągającą Armią Czerwoną i jednostkami LWP w okolicach Warszawy.
Przypadek emeryta z Wolfrathausen to kolejny dowód, że niemiecki wymiar sprawiedliwości jest obecnie zdecydowany na ściganie zbrodniarzy wojennych bez względu na ich wiek czy stan zdrowia.
W Monachium trwa proces 90-letniego Johna Demjaniuka, ukraińskiego strażnika z Sobiboru. Wkrótce przed sądem stanie 89-letni Samuel Kunze, strażnik SS z Bełżca. Na wykonanie kary czeka zaś skazany niedawno na dożywocie 88-letni Heinrich Boere. Chory na serce weteran zamordował w Holandii trzech partyzantów. Zebrano już także dowody przeciwko mieszkającemu w USA Johnowi Kalymonowi, Ukraińcowi urodzone- mu na obszarach przedwojennej Polski. Mężczyzna miał zamordować co najmniej jednego Żyda.
Skąd bierze się ta nagła gorliwość niemieckiego wymiaru sprawiedliwości? Dlaczego zbrodniarze z czasów Trzeciej Rzeszy są ścigani właśnie teraz, 65 lat od zakończenia II wojny światowej? – Przez długie lata po wojnie nie było woli, aby postawić ich przed sądem. Obecnie trwa nadrabianie utraconego czasu. Otworzyły się niektóre archiwa i młodsze pokolenie historyków robi z nich użytek – tłumaczy Wolfgang Wipperman, historyk Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.