Sprawę ujawniła internetowa gazeta „Ukraińska Prawda". Podczas Światowego Forum Ekonomicznego w szwajcarskim Davos uwagę dziennikarzy przykuło nazwisko Nadii Marincewej na liście urzędników towarzyszących prezydentowi Janukowyczowi, na której figurowali m.in. szef administracji prezydenckiej oraz minister energetyki i przemysłu węglowego. O Marincewej napisano: pomocnik-konsultant posła do Rady Najwyższej.
„Od kiedy to pomocnicy-konsultanci deputowanych latają prezydenckimi samolotami, kiedy w składzie delegacji nie ma ani jednego posła?" – pytał autor publikacji, znany dziennikarz śledczy Serhij Leszczenko. „Zaskoczenie było tym większe, gdy okazało się, że Marincewa została zakwaterowana w Davos nie w hotelu, ale w wynajętej dla prezydenta rezydencji" – pisała „Ukraińska Prawda".
W parlamencie odpowiedziano portalowi, że Marincewa od maja 2010 roku pracuje jako asystent Julii Kowalewskiej, deputowanej Partii Regionów, a stanowisko, które zajmuje, zaliczono do czwartej kategorii urzędników państwowych (są nimi np. zastępcy szefów departamentów w ministerstwach).
„Ustaliliśmy: Marincewa nie jest żadnym pomocnikiem-konsultantem posła. Nie pisze za niego projektów ustaw i nie przyjmuje interesantów w biurze. Marincewa jest kucharką prezydenta. Osobistą i bardzo zaufaną. Janukowycz zatrudnił ją w siedzibie rządu, gdy był jeszcze premierem przed pomarańczową rewolucją. Po przejściu jego Partii Regionów do opozycji w 2005 roku pani Marincewa pracowała w restauracji Zorianyj w Kijowie (w tym budynku znajdował się sztab wyborczy Janukowycza i Partii Regionów – red.)" – pisała „Ukraińska Prawda".
Prezydent ma prawo mieć osobistego kucharza. Ale czy powinien on być zatrudniony na stanowisku urzędnika państwowego? – To nie mieści się w żadnych normach. Jest sprzeczne zarówno z ukraińskim prawem, jak i zasadami moralności. Takie decyzje wywołują w społeczeństwie ogromną nieufność – powiedział „Rz" były dysydent sowiecki i były deputowany ukraińskiego parlamentu Stepan Chmara. Deputowany Partii Regionów Jurij Myrosznyczenko przyznaje w rozmowie z naszą gazetą, że nie zna tej sprawy. Podkreśla jednak, że na Ukrainie deputowany ma prawo mieć nawet 30 asystentów. – Czterech z nich powinno mieć status urzędnika państwowego. Inni mogą pracować społecznie – mówił Myrosznyczenko.