Białoruski przywódca wystąpił w czwartek z dorocznym orędziem do narodu i parlamentu, w którym obwinił siły zewnętrzne i opozycję o próbę destabilizacji kraju.
– Najpierw grożono nam politycznie, nie uznając wyników wyborów, układając listy objętych zakazem wjazdu, wprowadzając sankcje gospodarcze. Potem zaczęto rozdmuchiwać panikę na rynku walut i artykułów spożywczych pod dyktando miejscowych i zagranicznych analityków. Potem zaczęły się tańce na grobach ofiar zamachu w metrze – wyliczał Aleksander Łukaszenko elementy kampanii, która miała jego zdaniem wywołać chaos i stworzyć warunki do zewnętrznej interwencji. – To ogniwa jednego łańcucha! – grzmiał białoruski dyktator, obwiniając wrogie siły o chęć „zdławienia” Białorusi, która jest im nie w smak, bo żyje wedle własnych standardów demokracji.
Łukaszenko nie ujawnił, jakie konkretnie siły zewnętrzne ma na myśli, dokładnie określił natomiast wroga wewnętrznego. – Nie uda się złamać kraju. Zniszczymy piątą kolumnę – zapowiedział. Żeby nie było wątpliwości, o kogo chodzi, wyjaśnił, że ma na myśli opozycję. Jednym ze sposobów na jej zniszczenie ma być odcięcie zagranicznego finansowania.
Atakując opozycję, Łukaszenko wbrew wcześniejszym wystąpieniom nie potwierdził, że stoi ona za zamachem w mińskim metrze, w którym zginęło 13 osób, a około 200 odniosło obrażenia. – Nie znaleźliśmy dróg prowadzących do polityków. Nie mamy na razie podstaw, by ich oskarżyć – oświadczył białoruski przywódca, ujawniając jednocześnie, że jeden z zamachowców był członkiem proprezydenckiego Białoruskiego Republikańskiego Związku Młodzieży. Zdaniem Aleksandra Łukaszenki jedną z przyczyn zamachu była pobłażliwość władz, które przed wyborami prezydenckimi pozwoliły na zbytnią demokratyzację życia politycznego. – Dodemokratyzowaliśmy się, aż zbierało się na wymioty – ocenił.
Uspokajał, że impas w stosunkach Białorusi z Unią Europejską nie potrwa długo. – Potrzebujemy siebie nawzajem – przekonywał. Skrytykował Warszawę i Wilno za to, że sprzeciwiają się budowie białoruskiej elektrowni atomowej, gdyż boją się konkurencji. – Apele do społeczeństwa, żeby nie bało się trudności, to dowód, że atmosfera strachu osiąga apogeum – mówi „Rz” miński analityk Roman Jakowlewski.