Polacy chcą pracować w Niemczech

Na pracę w Niemczech czekają już tłumy Polaków. Część z nich szybko musi nauczyć się niemieckiego

Publikacja: 27.04.2011 00:00

Pielęgniarka z Lubania Sylwia Kuczykowska uczy się języka na kursie zorganizowanym na zlecenie niemi

Pielęgniarka z Lubania Sylwia Kuczykowska uczy się języka na kursie zorganizowanym na zlecenie niemieckiej agencji. Chce pracować za granicą i namawia męża, by też zaczął uczyć się języka obcego

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Barbara Kasica, pielęgniarka z Lubania na Dolnym Śląsku,  2 maja jak co dzień wyruszy do pracy za 1500 zł na rękę. Po niej – na kurs języka niemieckiego. Na ten kurs chodzi od stycznia osiem z 13 jej koleżanek z oddziału. Gdy poznają język wystarczająco dobrze, pod koniec roku ich poranki będą wyglądać podobnie: śniadanie, kawa i do pracy. Ale nie w Lubaniu, lecz za zachodnią granicą. Też za 1500 miesięcznie. Tyle że euro i z darmowym zakwaterowaniem.

– Mam nadzieję, że w Dreźnie, miałabym 100 km autostradą, a do Görlitz tylko 25 km – rozmarza się Barbara.

Po długim majowym weekendzie do pracy w Niemczech wybiera się Paweł z Gubina w Lubuskiem. Ale to będzie taki sam początek tygodnia, jak wszystkie inne od trzech lat. W 2008 roku zarejestrował za Odrą jednoosobową działalność gospodarczą. Wykonuje roboty wykończeniowe w budowlance. – Dziś zarobki są tylko trzy razy większe niż w Polsce, bo konkurencja wzrosła – opowiada.

Tego, co będzie po 1 maja, poważnie obawia się Arkadiusz Druch, przedsiębiorca branży energetycznej z Łobza w Zachodniopomorskiem. – Świadczę usługi dla poważnych firm, takich jak Energa czy Enea, muszę mieć wykwalifikowanych fachowców – mówi. – Ja przecież nie dam rady zapłacić im tyle co Niemiec – martwi się.

Powtórka z Wysp?

W Lubaniu, Łobzie i Gubinie niemal każdy temat rozmów schodzi na pracę za zachodnią granicą. Nic dziwnego. Leżące blisko Niemiec miasteczka mają wysokie bezrobocie. W powiecie lubańskim – 27 proc. W gubińskim przekracza 28 proc., a w Łobzie aż 32 proc.

– U nas firmy zatrudniające więcej niż dziewięciu pracowników można policzyć na palcach jednej ręki – zauważa Krystyna Mucha, szefowa miejscowego urzędu pracy. – Ponad połowa bezrobotnych to osoby długotrwale pozbawione pracy.

Dla mieszkańców zachodniej ściany Polski Niemcy to nie odległa wyprawa na Wyspy, ale skok za miedzę. Ale nie tylko dla nich. Do wyjazdu, zaraz po obronie prac dyplomowych, przymierzają się Sylwia i Tomasz, para z Dzierżoniowa. Ona kończy w tym roku ochronę środowiska na Politechnice Wrocławskiej, on inżynierię materiałową. Jedna trzecia ich kolegów z dzierżoniowskiego liceum jest już od kilku lat w Anglii i Irlandii.

– We Wrocławiu w moim zawodzie firmy oferują jedynie trzymiesięczny staż za 800 zł, po którym biorą następnych stażystów – żali się Tomasz.

– Najpierw beznadziejny start zawodowy, potem dojdą problemy z emeryturami – dopowiada Sylwia.

Według zgodnych polskich i niemieckich szacunków w ciągu najbliższych trzech lat do pracy za Odrę i Nysę Łużycką wyjedzie od 300 do 400 tys. Polaków. Dołączą do zatrudnionych już tam legalnie 400 tys. rodaków (dane niemieckiego MSW). Nieznana jest liczba pracujących w Niemczech na czarno. Ilu jest wśród nich łobzian? Sądząc po analizach prowadzonych przez miejscowy PUP – wielu. Jarosław Namaszczyński, dyrektor placówki: – Już kilka lat temu notowaliśmy znacznie wyższą niż średnia krajowa liczbę wydanych pozwoleń na budowę. Gdy bezrobocie sięgało 43 proc., liczba pojazdów w powiecie na 1000 mieszkańców również przewyższała średnią krajową.

Pracodawcy na łowach

Niemieccy pracodawcy nie czekają na polskich pracowników z założonymi rękami. – Po 1 maja otworzymy portale werbunkowe w Polsce, Czechach, Słowacji i na Węgrzech – zapowiadał w gazecie "Passauer Neue Presse" szef Zrzeszenia Bawarskiej Gospodarki Bertram Brossardt. Ale już od początku roku na licznych targach pracy w Polsce, organizowanych pod kątem otwarcia rynku niemieckiego, zjawiają się tamtejsze biura i agencje pośrednictwa pracy, izby gospodarcze i rzemieślnicze, szkoły zawodowe.

Na targi do Nysy na Opolszczyźnie przyjechało 40 niemieckich pośredników. Frekwencja – 2,5 tys. osób.

Tylko na Dolnym Śląsku w ostatnich dwóch miesiącach targi zorganizowano dwukrotnie. W lutym w Zgorzelcu na otwarcie czekał tłum ludzi, a z okolic oddalonych kilkadziesiąt km od miasta zorganizowano wyprawy autobusowe. We Wrocławiu, w połowie kwietnia, na stoiskach pojawiali się mieszkańcy Bydgoszczy, Lublina, Gdańska, Katowic. – Mówili, że przyjeżdżali tu specjalnie na targi – zaznacza Eliza Dąbrowska, doradca EURES z Centralnego Biura Pośrednictwa Pracy z Bonn.

– W dwie godziny rozdałem 800 wizytówek – tak skalę zainteresowania obrazuje Bartosz Dziadek, przedstawiciel agencji pracy tymczasowej Alpha Personal Service GmBH z Offenbach nad Menem. Poszukuje ona do pracy pielęgniarek, ślusarzy, spawaczy, elektryków, inżynierów.

Od początku roku w budynku Agentur für Arbeit w Görlitz nie ma dnia, by nie zjawili się Polacy. – Nie prowadzimy statystyk, ale ich liczba zauważalnie wzrosła – zauważa Alexander Ulbricht, rzecznik Biura Pośrednictwa Pracy w Budziszynie, któremu podlega pośredniak z Görlitz. – Najczęściej to zapytania o możliwość podjęcia pracy w Niemczech.

Gosia Reinicke, doradca Federalnego Biura Pracy – centrali ds. pracowników zagranicznych w Berlinie – powątpiewa jednak, by na większą skalę możliwe było codzienne dojeżdżanie z przygranicznych polskich miejscowości. Bo bezrobocie na wschodzie Niemiec jest zbliżone do polskiego. Większość ofert pracy jest z zachodnich landów.

Tymczasem niemieccy pośrednicy narzekają na powszechną nieznajomość języka wśród potencjalnych pracowników z Polski.

Niemiecki goni  angielski

Inżynier, który zamiast pracy zacznie kurs języka niemieckiego, może po nim liczyć na zarobki od 35 tys. euro brutto rocznie. – To kwota, od której zaczyna się rozmowa – zastrzega Dziadek. – Górny pułap to 60 tys. euro, ale nikt nie dostanie takich pieniędzy na początek – zaznacza.

To właśnie on zaproponował, by inżynierowie dołączali do kolejnego, opłacanego przez Alphę kursu w Wrocławiu.

W Lubaniu kurs na zlecenie tej niemieckiej agencji od stycznia prowadzi Anna Molenda, właścicielka Centrum Językowego Europejczyk. – Niemcy pomyśleli za Polaków – to pierwsze, co przyszło jej na myśl po usłyszeniu propozycji.

Na tym kursie wraz z czterema koleżankami z oddziału intensywnej terapii lubańskigo szpitala uczy się 37-letnia Sylwia Kuczykowska. Niemieckiego chciała się uczyć już wcześniej. – Ale za co, jak ja mam teraz 1500 zł na rękę? – pyta pielęgniarka.

Kuczykowska na początek do Niemiec pojedzie sama. Spodziewa się ok. 2 tys. euro miesięcznie na rękę. Ale już namawia męża elektryka na naukę języka. – Emigracja to nic strasznego – przekonuje. Jej liczna rodzina dawno już wyjechała do Anglii, Irlandii, Holandii. I nikt nie chce wracać.

W ostatnich tygodniach Anna Molenda odbiera po kilka telefonów dziennie z pytaniem o błyskawiczny kurs języka niemieckiego. – Zapytania są znacznie częstsze niż po 2004 roku, kiedy mieszkańcy chcieli uczyć się angielskiego – podkreśla. – Powód zawsze ten sam: wyjazd do pracy.

Według Pawła Nowaka, szefa Zachodniopomorskiego Obserwatorium Rynku Pracy, boom na naukę niemieckiego dopiero się zaczyna. – Ci, którzy myślą o rynku pracy za Odrą, trochę sprawę przespali – uważa Aleksandra Gromadzka, dyrektor Centrum Języków Obcych Effekt w Szczecinie. – Do niedawna firmy zlecały głównie szkolenia z języka angielskiego, i to przede wszystkim dla kadry menedżerskiej. Teraz zaczęły zlecać nam szkolenia z niemieckiego i coraz częściej dla pracowników fizycznych: murarzy, kierowców, monterów.

Z opóźnieniem, ale ruszył też rynek szkoleń indywidualnych, zdominowany dotąd przez angielski (najwięcej osób z regionu emigrowało do Anglii i Irlandii).

– Jeszcze parę tygodni temu zainteresowanie indywidualnych klientów kształtowało się u nas w stosunku osiem do dwóch na korzyść angielskiego – podkreśla Aleksandra Gromadzka. – Dziś kursy niemieckiego dobijają do 40 proc., dotyczy to także kursów dla bezrobotnych.

Polscy przedsiębiorcy niepewni przyszłości

– Jeszcze kilka lat temu obawiałbym się odpływu pracowników, teraz śpię spokojnie – przekonuje Andrzej Iwanicki, przedsiębiorca z Gubina. Prowadzi fabrykę mebli. Zatrudnia blisko 500 osób. – Praca dla ludzi z branży jest nie przy samej granicy, ale w głębi Niemiec. Tam trzeba wynająć mieszkanie, kupować jedzenie, słowem – prowadzić drugi dom. A rozłąka z rodziną też nie jest prosta – dodaje.

– To ważne czynniki, ale nie powinny uspokajać przedsiębiorców – przestrzega jednak Andrzej Kalisz, prezes Związku Pracodawców Dolnego Śląska.

Arkadiusz Druch z Łobzy ma już plan awaryjny. Jeśli jego elektrycy wyjadą do Niemiec, to zrobi to samo. – Nie stać mnie, by zapłacić im po 3 tysiące euro – wyjaśnia.

Jarosław Iwaszuk, prezes lubańskiego Agrometu ZEHS zatrudniającego 260 pracowników, obawia się innych konsekwencji. Oprócz wyjazdów fachowców z firmy może uderzyć w nią, jak to nazywa, fala odbita.

– Najpierw za granicę wyjadą pracownicy niemieckich firm ze specjalnej strefy w sąsiednim powiecie – przewiduje. – I powtórzy się podbieranie nam pracowników, tak jak to było, gdy one ruszały.

Andrzej Kalisz nie przeceniałby tej oferty niemieckich pracodawców. – Liczby, które podają, i entuzjazm, z jakim oczekują na polskich fachowców, są przesadzone – ocenia. – To może być element studzenia żądań płacowych własnych pracowników.

Znacznie bardziej niebezpieczne jego zdaniem są oferty dla polskich uczniów ze ściany zachodniej, którzy mogą dokończyć edukację zawodową kilkadziesiąt kilometrów od domu, nauczyć się języka i dostawać od 500 do nawet 1000 euro miesięcznie. – Efekt długofalowy może być opłakany dla przedsiębiorców z zachodniej Polski – przewiduje Kalisz.

Prezes ZPDS spodziewa się, że po 1 maja polscy pracodawcy zmienią swój stosunek do pracowników. Ale ruchy płacowe zakłada tylko w najbardziej drenowanych branżach.

Sylwia Kuczykowska nie ma złudzeń, że tak będzie w przypadku pielęgniarek. – Ale nie słychać, by któryś z lekarzy w lubańskim szpitalu wybierał się do Niemiec – zauważa. – Przeciwnie – jeden z nich po trzech miesiącach we Francji wrócił. Bo zarobki okazały się takie same.

Waldemar Gruna, wydawca polsko-niemieckiego magazynu "Region Europy" i doradca w zakresie zakładania działalności gospodarczej w Niemczech, uważa, że napływ pracowników z Polski szybko będzie ograniczany. Podaje przykład polskich przedsiębiorców działających w Saksonii, którym od zeszłego roku w ramach "porządkowania działalności gospodarczej" nie wolno korzystać z tzw. serwisów biurowych świadczonych przez Niemców.

Jednoosobowe firmy muszą uruchamiać własne biuro albo prowadzić je w miejscu faktycznego zamieszkania w Niemczech. A urzędnicy skrupulatnie sprawdzają nawet, czy wieczorem pali się tam światło.

Strach przed emigracyjną falą jest jednak realny.

Zdaniem wicemarszałka Dolnego Śląska Radosława Mołonia myślenie, że samorząd będzie mógł jej przeciwdziałać, to mrzonki.

– Nie ma na to pieniędzy czy kompleksowych rządowych programów, które powinniśmy wdrażać od chwili, gdy wiedzieliśmy, że Niemcy otworzą swój rynek pracy – uważa.

Na co można zatem liczyć? Na przykład na takie patriotyczne postawy, jaką prezentuje burmistrz Gubina. – Sam studiowałem we Frankfurcie nad Odrą, potem pracowałem w Kolonii, ale ostatecznie postanowiłem wrócić – wspomina Bartłomiej Bartczak. – Mam nadzieję, że zachodnia Polska nie stanie się sypialnią dla pracujących w Niemczech fachowców.

Barbara Kasica, pielęgniarka z Lubania na Dolnym Śląsku,  2 maja jak co dzień wyruszy do pracy za 1500 zł na rękę. Po niej – na kurs języka niemieckiego. Na ten kurs chodzi od stycznia osiem z 13 jej koleżanek z oddziału. Gdy poznają język wystarczająco dobrze, pod koniec roku ich poranki będą wyglądać podobnie: śniadanie, kawa i do pracy. Ale nie w Lubaniu, lecz za zachodnią granicą. Też za 1500 miesięcznie. Tyle że euro i z darmowym zakwaterowaniem.

Pozostało 95% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021