Dla opozycji rocznica rozpoczęcia (19 maja 2010 roku) kościelno-rządowych negocjacji, które doprowadziły do uwolnienia 130 więźniów politycznych, była okazją do ostrej krytyki pod adresem zwierzchnika Kościoła.
Guillermo Farinas, zeszłoroczny laureat przyznawanej przez europarlament nagrody Sacharowa, uważa, że dla Kościoła jako instytucji był to wielki sukces, ale kardynał popełnił błąd. Powinien był zażądać udziału opozycji w rozmowach. Zdaniem Farinasa, cytowanego przez gazetę "El Nuevo Herald" z Miami, Kościół musi zdecydować, czy broni ofiar, czy służy interesom prześladowców.
Dyrektor waszyngtońskiego Center for Free Cuba Frank Calzon podkreśla w rozmowie z "Rz", że trzeba rozdzielić postawę Kościoła jako parafii i wspólnot wiernych od działalności politycznej kardynała, którą ocenia jako szkodliwą dla Kuby i dla Kościoła. Parafie zajmują się ludźmi starymi i ciężko chorymi, których reżim zostawia bez pomocy. Zupa w kościelnej stołówce to często dla nich jedyny posiłek w ciągu dnia – mówi Calzon.
Kardynał zaś bierze udział w "machinacjach politycznych reżimu". Pomógł mu poprawić wizerunek, a przy okazji wydalić podstępem z wyspy dziesiątki zwolnionych z więzień opozycjonistów oraz ich bliskich. Przy wyjeździe spostrzegali, że do paszportu wpisano im zakaz powrotu.
– Proszę sobie wyobrazić, że kardynał Wojtyła przykłada rękę do deportacji opozycjonistów z Polski. To nie do pomyślenia! – oburza się Calzon. Ma za złe Ortedze naciski na europejskie rządy, by UE zniosła symboliczne sankcje wobec Kuby. Zamiast tego powinien naciskać na reżim, by bezpieka przestała bić i nękać dysydentów. – Aby księża, którzy chcą zabrać dzieci na procesję, nie musieli prosić o pozwolenie Urzędu ds. Wyznań KC Komunistycznej Partii Kuby – podkreśla nasz rozmówca.